- Remik - przedstawiłem się grzecznie, ale nie poświęcałem Asi więcej czasu. Miast tego wykręciłem się na pięcie i popatrzyłem na Polę. Blondynka rzuciła mi zniecierpliwione spojrzenie, które odparłem poirytowanym uśmieszkiem.
- Byłbym szybciej - zacząłem słodko - gdybyś podała mi dokładniejsze namiary a nie po prostu stwierdziła, że jesteście gdzieś w lesie tudzież polu. Wiesz wokół Mili i Akademii jest ich całkiem sporo.
- A co miałam ci powiedzieć? Że na lewo stoi taka i taka topola a po prawej widać to i tamto? - parsknęła w odpowiedzi.
- Choćby na przykład - mruknąłem - Macie zamiar czekać aż się ściemni czy możemy iść?
- Chodźmy już po prostu - jęknęła Asia.
Skinąłem głową i nie ociągając się ruszyłem z powrotem na właściwy trakt. Dziewczęta szybko pomaszerowały za mną wymieniając ponure spojrzenia. Nikt nie kwapił się do zaczęcia rozmowy. Drogę spędziliśmy w krępującej ciszy by wreszcie dostać się na dziedziniec Akademii. Miałem nadzieję, że wreszcie zostanę sam i w spokoju pójdę do Sagi, niestety jednak nie jedyny wpadłem na pomysł odwiedzenia swojego konia.
Na widok Asi zdusiłem w sobie westchnięcie. No kurczę. Popatrzyłem na nią z drugiego krańca stajni starając się wyglądać w miarę sympatycznie. Eh. Dziewczyna spojrzała na mnie i prychnęła na tyle głośno bym mógł to usłyszeć. Tym razem pozwoliłem sobie na ciężki wydech.
Zniechęcony dłuższym siedzeniem w stajni pogładziłem Sagę po pysku i dałem kilka kawałków jabłka. Klacz przyjęła je z radością muskając mnie miękkimi chrapami.
- Jutro trochę poćwiczymy - szepnąłem do niej, wychodząc z boksu. Srokata zarżała cichutko i obróciła się w zagrodzie. Nie chciałem jej zostawiać niedługo jednak zaczynała się cisza nocna i musiałem wracać do akademika.
Wolnym krokiem zmierzałem do wyjścia ze stajni przy okazji ukradkiem patrząc za Asią. Nie wiedziałem, który koń był jej i szczerze mnie to ciekawiło. Powoli doszedłem do końca korytarza by wreszcie przyuważyć jej ciemną czuprynę. Opierała się o drzwiczki mówiąc do smukłego araba. Nie chciałem im przerywać i cicho przekradałem się do uchylonych drzwi. Niestety gniadosz zarżał donośnie czując resztę smakołyków w moich kieszonkach. Zamarłem w bezruchu krzywiąc się. Nosz kurde.
- Czemu się skradasz? - parsknęła Asia.
- Nie chciałem wam przeszkadzać - wymamrotałem w odpowiedzi - Piękny koń - dodałem przyglądając się uważniej wierzchowcowi - Jak zgaduje Angloarab Shagya?
<Asia? c;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz