piątek, 10 października 2014

Od Dawida C.D Ani

Uśmiechnąłem się idącej blondynki wyciągając na boki ręce jak do uścisku. Dziewczyna minęła mnie pokazując zadziornie swoje bialutkie kły i weszła do stajni. Opuściłem smutno ramiona rzucając jej spojrzenie zranionego szczenięcia.
- Nie tym razem - zaśmiała się.
- No weź - jęknąłem boleśnie wchodząc do budynku - To tylko jedno małe przytulenie nic wielkiego. Co ci szkodzi?
- Wiele - mrugnęła do mnie, idąc w kierunku boksu swojego konia. Ruszyłem za nią choć Artem stał na swoim małym pastwisku. Mimo, że mam go już długo wciąż nie nauczył się stać w stajni. I pewnie nie nauczy..
- Sugerujesz, że przytulenie mnie wiązałoby się z utratą dobrego imienia i poniesieniem niewyobrażalnej wręcz hańby?
Ania podrapała się lekko po brodzie spoglądając na mnie z zastanowieniem. Po dłuższej chwili, w ciągu której zdążyliśmy dojść do boksu Makabreski, wzruszyła lekko ramionami.
- Przypuszczalnie nie - stwierdziła w końcu - Po prostu aż żal mi obok ciebie stawać, bo wydaję się maleńka.
- Racja - przyznałem, przekręcając lekko głowę na bok - Jesteś niska.
- No wiesz - prychnęła szturchając mnie lekko - Takich rzeczy nie mówi się kobiecie!
Uniosłem w obronnym geście dłonie, wybuchając śmiechem. Zrobiłem skruszoną minę.
- Przepraszam. Ale takie są fakty. Przecież nie będę stawiać się okrutnej prawdzie. To by mnie zabiło - pokiwałem z powagą.
- Prędzej ja cię wykończę - Ania rzuciła mi ostrzegawcze spojrzenie wyprowadzając Makabreskę z boksu. Odsunąłem się nieco robiąc im miejsce i, trzymając dystans, wyszedłem za nimi przed stajnię.
- Jesteś okropny - stwierdziła przywiązując klacz do metalowego ringu w ścianie.
- No wiem - westchnąłem smutno - Ale nic z tym nie zrobię niestety. Taki już się urodziłem. Genów nie zmienię. Imienia też nie.
- A co tu ma twoje imię do rzeczy?
- No coś tam ma podobno jeżeli wierzyć wszelkim znaczeniom i tym podobnym. Wiesz to zobowiązuje.
- Wcale nie - dziewczyna przewróciła oczami sięgając po wcześniej przyniesione zgrzebło.
- Ciebie pomijam - puściłem do niej oczko uciekając przed nadlatującą szczotką - Idę po Artema! - krzyknąłem biegnąc w stronę zagrody ogiera.
Kasztan przywitał mnie wesołym rżeniem. Podbiegł do bramki i z ciekawością przyglądał mi się, czekając na to co mu przyniosłem. Pogłaskałem go po pysku i wyciągnąłem kostkę cukru. Artem wyciągnął po nią głowę cierpliwie czekając, aż pozwolę mu wziąć przysmak. Podroczyłem się z nim troszkę i na koniec położyłem na ziemi rękawiczkę.
- Podnieś proszę - nakazałem, potrząsając dłonią z cukrem.
Ogierek potrząsnął buntowniczo głową, ale widząc moje stanowcze spojrzenie grzecznie pochylił się i schwycił delikatnie leżącą rękawiczkę. Odebrałem ją od niego podając mu w zamian cukier. Z radością schwycił kostkę i głośno ją schrupał. Uśmiechnąłem się, zgarniając ze słupka jego kantar i uwiąz. Artem chwilę się boczył, ale w końcu pozwolił sobie założyć uzdę i wyprowadzić z pastwiska. Żwawym krokiem podążał tuż obok mnie rozglądając się uważnie wokół. Jeździłem już na nim i zna stadninę, ale wciąż jest bardzo czujny. Został zaakceptowany przez stado, dobrze sobie radzi. Z dnia na dzień jest tylko lepiej. Zdecydowanie nadaje się do ujeżdżenia i rajdów, które niestety dyscypliną nie są. A szkoda. Hm jak już skończę tę Akademię poproszę Romę, żeby pozwoliła mi założyć nową dyscyplinę. Powinna się zgodzić. Poniekąd jesteśmy spokrewnieni. To zobowiązuje bardziej niż nic innego.
Artem na widok Makabreski zatrzymał się gwałtownie. No tak jej nie poznał jeszcze. Pogładziłem go uspakajając po szyi i delikatnie pociągnąłem do przodu. Z lekkim oporem, ale dał się podprowadzić do ściany. Przywiązałem go i jeszcze chwilę głaskałem go po głowie, żeby oswoił się z klaczą. Ogier nadal nieprzekonany przyglądał się uważnie siwce i Ani, ale spokojnie stał w miejscu. Poszedłem po szczotki i wziąłem się za czyszczenie konia. Kasztanek na szczęście nie był zbyt brudny i szybko się ze wszystkim uporałem. Kiedy Ania nakładała już ogłowie ja dopiero leciałem po sprzęt. Po chwili zastanowienia zgarnąłem nowy komplet, który przysłali mi moi bracia. Tak na dobry początek roku. Ciekawe co tym razem wymyślili.
Sięgnąłem do ładnie zapakowanego pudła i wyniosłem na zewnątrz.
- Co tam masz? - spytała blondynka poprawiając popręg.
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami otwierając pakunek - Bracia wysłali mi jakiś komplet dla konia. Wiesz czaprak, nauszniki, owij...
Zamarłem widząc zawartość. Ugryzłem się w język i wybuchnąłem śmiechem.
- Co jest? - Ania popatrzyła na mnie pytająco unosząc brwi.
- Kupili mi komplet z serii "Batman" - parsknąłem wyciągając czarny czapraczek z logo Batmana - Idioci. Wiedzieli czego chcę. Jejku Artem będzie wyglądał pięknie.
Błyskawicznie nałożyłem Artemowi cały komplecik oraz siodło z ogłowiem. Koń prezentował się naprawdę ... interesująco. Wyszczerzyłem zęby i odwróciłem się do Ani.
- Co myślisz? - zagadnąłem do nieco oniemiałej dziewczyny.
- Jest super - uniosła do góry kciuk - To co jedziemy?
- Jasne.
Wskoczyliśmy na nasze konie i stępem pokonaliśmy dziedziniec. Artem rwał się do biegu, nie potrzebował żadnej rozgrzewki. Całe życie zrywał się do cwałów i teraz naprawdę nie musi się rozciągać. Pozwoliłem mu na chyży trucht, nie chcąc żeby szarpał się na wodzy. Dopiero za progiem lasu puściliśmy się swobodnym galopem. Ogier przybrał miarowe tempo, ale czułem że pragnie pędzić jeszcze szybciej. Wstrzymywałem go każąc trzymać się Makabreski. Po kilku minutach wypadliśmy na małą polanę. Przeszliśmy tam do stępa, by zaplanować gdzie dalej pojedziemy.
- Możemy wybrać się nad pomost - rzuciłem kręcąc się kłusem dookoła łączki.
- Pomost?
Pokiwałem głową.
- Jest nad rzeką. Widać stamtąd Milę i w ogóle.. Bardzo ładne miejsce - uśmiechnąłem się - Spodoba ci się. Chcesz się przekonać?

<Aniu? ;3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Od Remka C.D Asi

- Że dzisiaj? A nie jesteś jeszcze kontuzjowana? - spytałem nieprzytomnie, nawet nie unosząc głowy z poduszki. Cappy popatrzył na mnie oskar...