- Chcesz się przekonać? - spytał Dawid, poprawiając wodze. Artem popatrzył się na Makabreskę i spuścił lekko uszy.
- Hm... Niech się zastanowię... Czy to nie wiązało by się z utratą dobrego imienia i poniesieniem niewyobrażalnej wręcz hańby? - zapytałam sarkastycznie i poprawiłam toczek. Momentalnie wybuchliśmy śmiechem.Gdy już nam przeszło Dawid zapytał:- To jak?
- No dobra... Niechaj się stanie według słowa twego - powiedziałam, unosząc podbródek i robiąc przesadzenie dumną minę. Znowu zaczęliśmy się śmiać.
- OK. Jedziemy - machnął ręką i ruszył stępem, lekko przyciskając łydki do brzucha Artema. Zrobiłam to samo.
Wyrównałam do niego i teraz jechaliśmy obok siebie.
- Jak się zgubimy - będzie na ciebie - zadeklarowałam z uśmiechem.
- Ale czemu mieliśmy się zgubić? Śmiesz wątpić w moją orientację w terenie?
- Nie no, skądże znowu? - powiedziałam sarkastycznie, wystawiając język. Dawid w odpowiedzi uśmiechnął się i ruszył do kłusa. Lekko przyłożyłam nogi do Makabreski i również przyspieszyłam.
Kiedy wyszliśmy na równiejszą drogę postanowiliśmy przejść do galopu. Makabreska bryknęła i chciała prześcignąć Artema, ale walnęłam ją bacikiem i już nie podskakiwała. Galop w terenie jest naprawdę wspaniałym doświadczeniem. Stukot kopyt o twardą ziemię, pośród wysokich drzew i to świeże powietrze. Magiczne. Gdybym tylko mogła jechałabym tak godzinami.
Makabreska była trochę spięta. Nowe miejsce, nie wiadomo co można spotkać na drodze. Zresztą, dawniej nie zbyt często jeździłyśmy w teren- nie było po prostu jak.
Makabreska była trochę spięta. Nowe miejsce, nie wiadomo co można spotkać na drodze. Zresztą, dawniej nie zbyt często jeździłyśmy w teren- nie było po prostu jak.
Zwolniliśmy do wolnego kłusa. Dawid wyrównał się do mnie i krzyknął:
- Zaraz będzie taki zwalony pień. Chyba dasz radę go przeskoczyć?
- No pewnie - odkrzyknęłam, uśmiechając się.
I znowu ruszyliśmy galopem. Skręciliśmy w prawo, obok krzewów malin i - tak jak powiedział Dawid - na horyzoncie pojawił się wielki pień. Szczerze powiedziawszy bałam się, że Breska się wystraszy i nie skoczy (jeszcze nigdy nie skakała przez drzewa). Dawid i Artem wysunęli się na przód i przeskoczyli jako pierwsi. Nadeszła nasza kolej.
I znowu ruszyliśmy galopem. Skręciliśmy w prawo, obok krzewów malin i - tak jak powiedział Dawid - na horyzoncie pojawił się wielki pień. Szczerze powiedziawszy bałam się, że Breska się wystraszy i nie skoczy (jeszcze nigdy nie skakała przez drzewa). Dawid i Artem wysunęli się na przód i przeskoczyli jako pierwsi. Nadeszła nasza kolej.
Na szczęście moje obawy okazał się bezpodstawne - mój mały Potworek skoczył i to w pięknym stylu. Ledwo zrobiłam półsiad, a już znalazłyśmy się po drugiej stronie. Dawid machnął do mnie ręką na znak, żebym dalej jechała galopem.
Wyrównałam więc do niego, tak żebyśmy biegli obok siebie. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Zrobiłam to samo. Galopowaliśmy tak po prostej, leśnej drodze. Breska nagle zaczęła jechać szybciej i była o ok. pól metra przed Artemem. Chłopak i jego koń od razu to zauważyli i przyspieszyli na tyle, że teraz oni byli z przodu. To znowu ja przyspieszyłam kroku i byłam pierwsza. Zaczęliśmy się ścigać. Na szczęście trasa nie była zbyt skomplikowana, więc mniej więcej wiedziałam gdzie jechać. Wolałam się jednak trzymać trochę z tyłu, co wiązało się z tym, że Dawid jechała ciągle na przedzie.
Wbiegliśmy na jakąś łąkę, pełną zielonej trawy. Zobaczyłam most. Kamienny, pokryty mchem i będący wisienką na torcie dla tego pięknego widoku, jakim było miasteczko Mila widziane z góry. Dawid znalazł się na moście jako pierwszy i ze zwycięskim wyrazem twarzy, ustawił swojego kasztanka w zebranej pozie, tak, że wyglądał na jeszcze większego triumfatora. Gdy również weszłam na most od razu zakrzyknął:
- Wygrałem!
- Ciesz się z tej wygranej, bo to twój ostatni raz - burknęłam, śmiejąc się.
- Haha! Śmieszne.
Dopiero teraz dostrzegłam jak bardzo myliłam się myśląc, że to miejsce jest piękne. Ono było cudowne.
- Bajecznie... - wymamrotałam.
- Hm? - mruknął zdziwiony brunet.
- To miejsce - pospieszyłam z wyjaśnieniem. - Przepięknie tutaj.
- Zgadzam się w zupełności - Dawid spojrzał na Milę, pokrywającą się złotymi promieniami zachodzącego słońca.
Nagle zaczął schodzić z konia. Na moje pytające spojrzenie odpowiedział:
- Dajmy koniom trochę odpocząć - rozluźnił popręg.
- Dobry pomysł - zeszłam z konia i zrobiłam to samo.
<Dawid? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz