- Czemu się skradasz? - parsknęłam z uśmiechem, na który tym razem zdobyłam się bez większych problemów. W sumie, nie zdążyłam wyrobić sobie o nim zdania, ale wydawał się całkiem miły.
- Nie chciałem wam przeszkadzać - mruknął pod nosem bez większego przekonania. - Piękny koń - dodał po chwili, przenosząc spojrzenie na Kalandora. - Jak zgaduję Angloarab Shagya?
Kiwnęłam głową, gładząc sierść, która powoli stawała się coraz grubsza.
- Odrzutek z hodowli, dlatego palenie nie tu, gdzie być powinno i kastrowany - stwierdziłam, spoglądając na wierzchowca z dumą.
- Jakoś szczególnie ci to chyba nie przeszkadza? - zapytał, a ja zaśmiałam się cicho.
- Pewnie, że nie. Lepszego konia i tak nie potrzebuję, nawet nie chcę, on jest idealny, jeśli o mój gust chodzi - powiedziałam i wyszłam z boksu. Wyprostowałam Gniademu grzywkę i wrzuciłam do żłobu kawałek marchewki. Spojrzałam na chłopaka, który automatycznie odwrócił wzrok w inną stronę. - Dobranoc - uśmiechnęłam się ponownie, odchodząc w stronę wyjścia. Usłyszałam jakieś ciche pożegnanie, ale nawet go nie zrozumiałam. Wbiegłam po schodach na górę i szybko odnalazłam odpowiednie drzwi. Poprzez salon, przez korytarz, do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi od środka, a klucz rzuciłam na stolik nocny. Bez pośpiechu udałam się do łazienki, aby nareszcie wziąć kąpiel i w końcu móc zasnąć w spokoju.
Budzik rozdzwonił się punkt siódma, brutalnie wyrywając mnie ze snu. Strąciłam telefon na ziemię, chcąc wyłączyć alarm, nic to jednak nie dało. Bogu dzięki za dywan na podłodze! Sięgnęłam po urządzenie, wyłączając dzwonek. Jęknęłam, wtulając się z powrotem w poduszkę. Rozejrzałam się nieprzytomnie po pomieszczeniu. Ach, no tak, nie jestem u siebie w domu. Odrzuciłam kołdrę na bok i powoli wygramoliłam się z łóżka. Wyciągnęłam z szafy pierwsze lepsze ciuchy, ze smutkiem zauważając, że nic do siebie nie pasuje. Szybko zmieniłam koncepcję i skierowałam się do łazienki. Pospiesznie ogarnęłam swój wygląd i naprędce spięłam włosy w niechlujnego koka z tyłu głowy. Miałam nadzieję, że wytrzyma podczas lekcji. Odnalazłam klucz za łóżkiem i wyszłam z pokoju, po drodze zgarniając torbę. Przemierzyłam korytarz, salon, schody, przedsionek i wyszłam na zewnątrz konsumując jabłko. Słońce leniwie wschodziło między drzewami, sprawiając, że rosa na trawie błyszczała nawet z daleka. Weszłam do stajni, aby przywitać się z Kalandorem. Zastałam go przy żłobie, pochłaniającego owies garściami. Spojrzałam na owoc w dłoni. Po połowie miałam dość, więc udoskonaliłam nieco posiłek zwierzaka. Podrapałam go między uszami i wróciłam do głównego budynku kierując się na lekcje. Jako pierwszy - język polski. Jeden z moich ulubionych przedmiotów, miałam więc nadzieję, że nauczyciel przypadnie mi do gustu. Do sali weszłam jako pierwsza, nie licząc rzecz jasna nauczyciela. Wydawał się całkiem miły, jednak nie byłam w stanie określić tego po jednym dniu. Uczniowie zaczęli napływać do klasy po kilku minutach w zastraszającym tempie. Nikt nie zwracał na mnie szczególnej uwagi, co w sumie nie przeszkadzało mi za bardzo. Jako jedni z ostatnich w drzwiach pojawili się Pola i Remek. Chłopak rozejrzał się po klasie, a kiedy mnie zobaczył miałam dziwne wrażenie, że powstrzymuje się przed ciężkim westchnieniem. Zajął ławkę przede mną bez słowa, zasłaniając mi całe pole widzenia swoimi włosami. Nawet bez tego rzucały mi się w oczy, a wokół było co najmniej pięć wolnych miejsc, więc czemu właśnie tu? Zanim zdążyłam przenieść wzrok w inny punkt, odwrócił się w moją stronę. Uśmiechnęłam się w miarę normalnie, bynajmniej tak mi się zdawało, i machnęłam ręką.
- Nie dość, że spotykam cię w stajni, to jeszcze w klasie. - Miłe, nawet bardzo. Prychnęłam śmiechem, przy okazji wzruszając ramionami.
- Najwyraźniej jesteś na mnie skazany.
<Remek? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz