niedziela, 31 sierpnia 2014

Nowa uczennica! - Isabell Liczczyk

Mam zaszczyt powitać kolejną członkinię, tym razem panią. Nie mogę życzyć Ci niczego innego, jak czasu miło spędzonego w naszym blogowym gronie. Cóż, konika jak i postać masz przepiękną, więc powodzenia!

Isabell Liczczyk

Wagabunda

autor: Kari225o

Od Alka

Właśnie minęliśmy zieloną tabliczkę z napisem 'Mila'. Zajechaliśmy do kawiarni po kawę i kawałek jabłecznika na wynos. Zagadałem się przez chwilę z uroczą ekspedientką przy kasie, lecz trąbienie busa i rżenie Asmeli przypomniało mi o rzeczywistości. Za chwilę wyląduję w internacie. Wziąłem woreczek z zakupami i wsiadłem na siedzenie pasażera. Klacz musiała poczuć zapach jabłek, bo gdy tylko wyciągnąłem zakupiony uprzednio kawałek ciasta smyrnęła mnie chrapami po ramieniu. Nasz bus na szczęście był przystosowany do przewozu koni w jego tylnej części. Dojechaliśmy na miejsce. Na parkingu czekała już na mnie wysoka blondynka, chyba dyrektorka ośrodka. Wyskoczyłem z wozu i podszedłem do niej. Mimo butów na obcasie była ode mnie niższa.
- Aleksander Wanowski?
- To ja. Gdzie wprowadzić konia? - waliłem prosto z mostu bez jakiś 'uprzejmych' ceregieli.
- Klacz, wałach, ogier?
- Klacz.
- Proszę za mną.
Wyprowadziłem Asmelę z trailera i poszliśmy za panią. Do stajni prowadziły podwójne, drewniane drzwi. Boks mej klaczy znajdował się mniej więcej pośrodku prawego skrzydła stajni.
- Tutaj - blondynka wskazała boks z zawieszoną tabliczką z napisem 'Rezerwacja – Aleksander Wanowski'. - Siodlarnia po lewej, wejście do akademii po prawej. Byłym zapomniała. Tobie przypadł pokój 207. Do dormitorium dojdziesz korytarzem prosto. Twój pokój znajduje się na pietrze czwartym – wręczyła mi kluczyk po czym odeszła.
Wprowadziłem konia, a Piotr – kierowca mojego samochodu zdążył już przenieść moje i Asmeli rzeczy do siodlarni. Teraz trzeba tylko poukładać je w mojej skrzynce, a walizki zanieść na górę. Zamyślony ruszyłem no siodlarni. Oczywiście nie obyło się bez wypadku na start. Walnąłem i przewróciłem drzwiami jakąś dziewczynę.
- Nic ci nie jest? - zapytałem i podałem rękę żeby pomóc jej wstać. - Jestem Alek.
- Aśka. Chyba nic się nie stało – chwyciła moją rękę i podniosła się na nogi.

Asiu? :3

Nowy uczeń! - Aleksander Wanowski

Pragnę powitać nowego ucznia Akademii Alka Wanowskiego wraz z klaczą Asmelą! Cieszę, że zdecydowałeś się dołączyć i mam nadzieję, iż spędzisz tu wiele czasu.

https://fbcdn-sphotos-h-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpa1/v/t34.0-12/10656212_349824661833664_1335933504_n.jpg?oh=c84f933b4651f31a94645616a34a1009&oe=54035246&__gda__=1409507302_273bcecb1f78ed04622555d5eeb007c4 
Aleksander Wanowski

http://33.media.tumblr.com/1b85386eb3c63af7ab9c27a98b597e79/tumblr_n6nowbPqnu1sng76co1_500.png 
Asmela

autor: Available.

sobota, 30 sierpnia 2014

Od Poli C.D. Joanny

Uniosłam nieznacznie kąciki ust, dokładnie maskując ten ruch przed oczami innych, po czym chwyciłam jeden z pakunków.
- Widziałaś już swój pokój? - zapytałam. Ta skinęła nieznacznie głową, co ostatecznie uznałam za twierdzenie. - Prowadź więc. - nieco niezgrabnym ruchem dłoni wskazałam główne wejście Akademii. Cóż, inaczej się nie dało z naręczem, co prawda lekkich, toreb.
Zaniosłyśmy wszystkie rzeczy do lokum Aśki. Stwierdziłam, że nie będę się narzucać i ewentualnie odwiedzę ją gdy się rozpakuje i jako tako zapozna z otoczeniem. Prędzej czy później przyjdzie nam się spotkać, więc wtedy także będzie okazja do rozpoczęcia rozmowy.
Cicho zamknęłam drzwi, a następnie bezszelestnie oddaliłam się korytarzem do przydzielonego mi pomieszczenia. Zaryglowałam się na wszystkie możliwe sposoby, ułożyłam wygodnie na łóżku i zaczęłam planować swój dzień. Nie zapowiadał się on zbyt kolorowo, gdyż z burych chmur i złowieszczego pomrukiwania dało się wyczytać tylko jedno - nadciąga burza. Niechętnie sięgnęłam więc po książkę, otworzyłam na zaznaczonej spinką stronie i zabrałam się za lekturę.
Nie wiem ile dokładnie czasu spędziłam zapatrzona w litery, zajęta wczuwaniem się w wirtualny świat oraz przejmowaniem losami wyimaginowanych bohaterów. W każdym bądź razie gdy wysunęłam nos zza okładki, by odruchowo spojrzeć w okno na odgłos charkotu silnika, słońce wisiało nisko nad horyzontem. Leniwie przysiadłam na skraju materaca i stuknęłam w ekran telefonu. Godzina wskazywała równo osiemnastą.
Zamieniwszy barwny t-shirt na czarną bluzę udałam się do stajni. Vindicat powinien być już zebrany z pastwiska, a znając jego miłość do tarzania się, będzie wyglądał dość ciekawie.
Przyozdobiony piachem z trawą i słomą zarazem w grzywie oraz ogonie, ale przede wszystkim wesoły ogier wyciągał łeb i próbował uszczypnąć przechodzące obok osoby. Humor zdecydowanie mu dopisywał. Oby tak wesoły był również jutro, kiedy przyjdzie nam odwiedzić tor.
Zajmując się w boksie dość przyziemnymi czynnościami kątem oka zauważyłam przechodzącą obok Asię. Nie musiałam głowić się nad tym, jak w miarę normalny sposób zwrócić jej uwagę - mój wierzchowiec zrobił to pierwszy. Zdecydowanym ruchem nastąpił na czubek mojej stopy, przez co oczywiście wydałam ciche syknięcie. Szatynka niepewnie zwróciła głowę w moją stronę, po czym posłała promienny uśmiech. Odwzajemniłam gest, wyswobodziłam nogę i w parę chwil skończyłam swoje dzieło.
- Idziesz ze mną na spacer? - rzuciłam, strzepując pyłek z ramion i wierzchu ubrania. - Nie jest jeszcze późno, a poza tym w lesie obok nie idzie się zgubić.
Dziewczyna nie oponowała, to też już kwadrans potem dość wolnym krokiem, typowym dla wieczornej przechadzki, zmierzałyśmy na bardziej zarośnięte tereny. Nie było chłodno. Można powiedzieć, że temperatura była wręcz idealna, a niebo, na nasze szczęście, nieznacznie się przejaśniło.
Starannie dobierałam ścieżki, chcąc, by te były jak najbardziej zachęcające. Przez pierwsze dziesięć minut wydawało się, że idę tą samą drogą, którą zmierzam do Mili. Niestety, chwilę potem trakt zamienił się w całkowicie obcy i jeszcze bardziej poskręcany niż można było przypuszczać. Prychnęłam wygrzebując z kieszeni płaskie urządzenie. Brak zasięgu, a do tego bateria zaczęła wariować.
- No chyba nie - ofuknęłam nowinkę technologiczną, z trudem powstrzymując się od ciśnięcia nią w pobliskie drzewo. - Zgubiłyśmy się. - oznajmiłam to tak spokojnie, jak tylko potrafiłam, aczkolwiek nadal nie było to to, czego oczekiwałam od tonu swojego głosu.
Niezbyt interesując się reakcją mojej towarzyszki, jakby nigdy nic, swobodnym krokiem wybrałam pierwszą lepszą wydeptaną w trawie dróżkę.

<Joanna?>

Od Antoniego

Czarny, lśniący samochód zniknął z mojego pola widzenia, pozostawiając na wiejskiej drodze tuman kurzu. Teatralnym gestem odgoniłem zanieczyszczenia od twarzy, chrząkając i parskając. Drobinki mimo to zdołały przedostać się do mojego układu oddechowego powodując napad uporczywego kaszlu. Dookoła mnie nie rozciągało się nic prócz zielonego pola z pojedynczymi kłosami chylącymi się ku ziemi, smaganymi podmuchami wiatru. Ten lekki, wciąż ciepły i przyjemny przywoływał wspomnienia gorącego lata. Odetchnąłem cicho sięgając po walizki.
Dwa miesiące błogiej laby dobiegały końca. Koniec ze spaniem do południa, zdecydowanie za tym będę tęsknił najbardziej. Saversan będę mieć na wyciągnięcie ręki, o to bać się nie muszę. Gorzej ze znajomymi, choć i to był problem do rozwiązania. Nie chciałem przesiadywać popołudniami w samotności. Zaczęło ciekawić mnie ilu uczniów już znalazło się w Akademii.
Zamek, to z jakiej epoki pochodził obchodziło mnie tyle co wczorajszy śnieg, robił wrażenie. Nawet duże. Zachowany był w idealnym stanie, jego fasada i ogrom zdołałby przyciągnąć każdego. Uniosłem brwi bacznie przyglądając się temu budynkowi. Pierwsza myśl - jak w Hogwarcie.
Na ramieniu poczułem czyjś dotyk. Wzdrygnąłem się odruchowo przenosząc wzrok na intruza. Chłopak, prawdopodobnie w moim wieku, kolorowa koszulka, przybrudzone piachem dżinsy, schodzone trampki, ach, jak mogłem przeoczyć tego banana przyklejonego do twarzy. Wyglądał na sympatycznego, choć jak dla mnie zbyt potulnego. Nie zarejestrowałem kiedy się witał, doszedłem do tego wniosku po wydłużającym się milczeniu i wyczekującym spojrzeniu zawieszonym na mnie.
- Och... Em, cześć - mruknąłem coraz to bardziej rozluźniony. - Antek. - znacząco wskazałem ruchem głowy na własne wyposażenie uniemożliwiające mi należyte przywitanie.
- Spokojnie, Remek. - jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej. Szczerze wątpiłem, że mogłoby to być możliwe. - Może w czymś pomóc? Wracałem z treningu, kiedy się zatrzymałeś, myślałem, że masz problem z torbami, dlatego jestem - wszystko to wypowiedział na jednym tchu.
- Nie, jest dobrze. Świetnie sobie radzę, dziękuję - odparłem niemalże z kpiną. Też mi coś! Ja? W sytuacji kiedy będę kogoś potrzebował, nie sądzę.
- Skoro tak, pozwól się oprowadzić po Akademii - wsunął dłonie w kieszenie przystępując przy tym z nogi na nogę. Dzień sympatii? Bycia miłym? Nigdy się na coś takiego nie natknąłem, wszystko to było dla mnie nowym doznaniem i uczuciem. Owszem, byłem zagubiony.
- Niech będzie - skinąłem głową ruszając przed siebie. 
Żywopłot ciągnący się wzdłuż wydeptanej, pokrytej brukiem ścieżki dodawał temu miejscu uroku, tak zwanego 'tego czegoś'. Cała posiadłość ginęła w ostatnich letnich promieniach leniwie przygotowując się na rozpoczęcie roku szkolnego. Co chwila napotykaliśmy się na pracowników dopinających wszystko na ostatni guzik. Brakowało jedynie gościa z linijką od mierzenia długości poszczególnych źdźbeł trawy. Cała podróż minęła mi na wysłuchiwaniu opowieści Remka dotyczącej historii Akademii, nauczycielach i innych pierdołach. Wyłapywałem co drugie słowo, zaskoczony dobrą pamięcią chłopaka. Interesowało mnie wszystko prócz monologu głoszonego przez mojego nowego towarzysza. W żadnym razie nie miałem zamiaru obgadywać go za plecami kiedy już mnie zostawi, byłem mu za to wdzięczny.
- ... To jak nazywa się twój koń? - zwolnił kroku uchylając przede mną drzwi. Skinąłem mu w ramach podziękowania i postawiłem pierwsze kroki w środku. Tutaj również zamek nie pozostawiał wiele do życzenia. Idealnie dobrane wyposażenie, łączące się z ogólnym wystrojem, przy okazji nie wyglądające przedpotopowo. Plus dla architekta wnętrz.
- Saversan, kiedy odniosę moje rzeczy do pokoju pójdę do niej. - mruknąłem jak idiota idąc przed siebie. Remek odchrząknął znacząco przypominając mi, że nie mam klucza. Oczywiście, dostanie się do Oazy Spokoju wymagało poświęceń i odważnych czynów. Musieliśmy odnaleźć strażnika, odebrać skarb i wówczas powrócić okryci chwałą. Udało się to bez większego problemu, co również zawdzięczałem Remkowi. Musiał mieć znajomości.
Przestronny pokój w jasnych barwach niczym sterylne pomieszczenie nie miało nic ciekawego do zaoferowania. Czego jednak mogłem się spodziewać? Łóżko, szafę, biurko i łazienkę miałem zapewnione, toteż grzechem byłoby narzekać. Wszystko co miałem, tak jak stałem rzuciłem na ziemię wygrzebując z torby sztyblety. Z butami w ręku wybiegłem w poszukiwaniu stajni. Remek opuścił mnie tuż przed wejściem do niej wciągając się w rozmowę z niejaką Aśką. Szybkim krokiem odnalazłem boks Sav. Klacz na mój widok widocznie się ożywiła parskając radośnie. Moją uwagę zdołał przykuć Vindicat, ogier stojący w boksie obok.
- No, no, ciekawe masz towarzystwo - rzekłem klepiąc karą po grzbiecie. Odpowiedziało mi nerwowe stąpnięcie nogą. Postanowiłem zostawić sfery uczuciowe podopiecznej, nie chcąc narazić się na niepotrzebny uraz. W ramach przeprosin wręczyłem jej soczystą marchewkę.
- Kosmita! - trzask, huk i głośne rżenie. Saversan stanęła dęba, wymachując przednimi kończynami. Ogier obok obijał się o boks prychając, jakaś dziewczyna wypadła stamtąd z kopystką w dłoni.

<Pola?>

piątek, 29 sierpnia 2014

Nowy uczeń! - Antoni Tarnowicz

Pragnę powitać nowe ucznia naszej Akademii Antoniego! Gratuluję świetnego formularza i z niecierpliwie czekam na opowiadanie. Mam nadzieję, że spodoba Ci się tu! 

 
Antoni Tarnowicz

Saversan

Autor: morphine

czwartek, 28 sierpnia 2014

Od Joanny

Pomachałam rodzicom z uśmiechem, który zszedł z mojej twarzy, gdy tylko znaleźli się za zakrętem. Przewróciłam oczami i z westchnieniem usiadłam na walizkach, wlepiając spojrzenie w budynek akademii. Jedyną osobą, jaką do tej pory spotkałam był woźny. Powiedział, że niedługo powinien zjawić się ktoś, żeby mnie oprowadzić i wskazać pokój. Rozglądałam się nerwowo wokół, zastanawiając się ile jeszcze mam czekać. Wszystkie stajnie w zasięgu mojego wzroku utrzymane były w idealnym stanie. To samo mogłabym powiedzieć o padokach, ujeżdżalni i hali. Najwyraźniej były nowe. W ogrodzeniach żadnych wystających sęków, ściany budynków pokryte śnieżnobiałą farbą, dachówki intensywnie czerwone, a ja sama, mała, szara istotka na środku podjazdu. Rozmyślania w porę przerwało czyjeś chrząknięcie. Odwróciłam się gwałtownie, a na moją twarz ponownie wstąpił uśmiech, gdy przed oczami pojawiła się wysoka blondynka, w wieku, na oko trzydziestu, może trzydziestu paru lat.
- Dzień dobry - powiedziałam szybko, na co ona odwzajemniła uśmiech.
- Joasia? - zapytała, a ja od niechcenia kiwnęłam głową. Ojciec zawsze przedstawiał mnie innym jako "Joasię". Nie cierpiałam, kiedy ktoś tak się do mnie zwracał. - W takim razie chodź, pomogę ci z bagażami i pokażę tereny.
Podniosłam trzy walizki, zostawiając jej jedną, najlżejszą. Weszliśmy do budynku poprzez dość spore drzwi, za którymi ukazało się ogromne pomieszczenie z podwójnymi schodami, prowadzącymi piętro wyżej. Dyrektorka poszła przodem, a ja nadganiałam za nią, co chwila zatrzymując się i przyglądając poszczególnym przedmiotom. Kilka chwil później znalazłyśmy się między rzędami drzwi, spoglądałam na każde po kolei, dopóki nie zatrzymałyśmy się przed jednymi z ostatnich w długim korytarzu. Przepuściła mnie przodem, więc nacisnęłam na klamkę i pchnęłam drzwi butem. Minimalistycznie, czysto, idealnie. Do takich warunków przywykłam, więc dobrze, że nie musiałam zmieniać swoich nawyków. Wniosłam wszystkie bagaże i wróciłam na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
- Klucz! - przypomniała sobie nagle, wyciągając przedmiot z kieszeni. Kiwnęłam głową i przekręciłam zamek w drzwiach. - To gdzie najpierw? Biblioteka, stołówka, klasy?
- Gdziekolwiek, i tak w końcu wszystko zobaczę - uśmiechnęłam się, wzruszając ramionami.
- Dalej są tylko stajnie. Po prawej siodlarnie, po lewej hala, boksy na końcu - powiedziała na zakończenie. Na szczęście była uprzejma oprowadzić mnie po całym terenie, więc nie musiałam prosić o pomoc innych, a to nie byłoby zbyt proste.
- Kalandor przyjedzie niedługo, do którego boksu go wstawić? - zapytałam, a ona natychmiast zaprowadziła mnie na koniec stajni.
- Wałach czy ogier?
- Wałach - odparłam szybko, a ona poklepała krawędź jednych z końcowych drzwi. Kiwnęłam głową i wyszłyśmy na zewnątrz. Pani Roma odeszła w swoją stronę, a ja przysiadłam na ławce przed stajnią, czekając na przyczepę. Powietrze było ciężkie od wilgoci, ewidentnie zapowiadało się na deszcz. Muszę przygotować sobie dobrą książkę, pomyślałam, nadal ciekawsko rozglądając się w okół. Kolejna szkoła, kolejny początek, kolejne doświadczenia. Westchnęłam ciężko, zerkając na pastwiska. Na razie nie było tam zbyt wiele koni, jednak podejrzewałam, że ich liczba gwałtownie wzrośnie niebawem. Telefon rozdzwonił się w mojej kieszeni. Wyciągnęłam go pospiesznie i przesunęłam palcem po ekranie, aby odebrać.
- Wychodź przed stajnię, już dojeżdżamy - usłyszałam męski głos, najpewniej stajennego ze stajni niedaleko mojego domu.
- Już czekam - powiedziałam, na co odpowiedziała głucha cisza i monotonny dźwięk zakończonej rozmowy. Nie minęło kilka minut, gdy na podjeździe pojawiła się przyczepa. Wyprowadziliśmy konia na zewnątrz, po czym zaprowadziłam go do stajni, gdy Karol zajmował się bagażem. Pogłaskałam Gniadego po szyi. Mimowolnie wywoływał u mnie uśmiech. Pospiesznie zasunęłam za nim drzwi boksu i spojrzałam na niego z nieukrywaną dumą.
- Zaczynamy rok szkolny - zaśmiałam się pod nosem, wracając do chłopaka, aby pomóc mu ze sprzętem.
 Zwolniłam krok, widząc, że z drugiej strony nadciąga kolejna osoba. W pośpiechu chwyciłam za siodło z zamiarem odmaszerowania w stronę siodlarni.
- Potrzebujecie pomocy? - usłyszałam niespodziewanie zza pleców.
- Jo, przyda się? - Dlaczego. Dlaczego on musiał o to zapytać? Wykonałam ponowny zwrot na pięcie, a na widok blondynki siodło zaczęło wyjątkowo ciążyć na moich rękach. Wymusiłam na sobie kolejny uśmiech.
- Jasne, czemu nie? - odezwałam się, dokańczając przerwaną czynność. Zanim zdążyłam wrócić na podwórze, dziewczyna znalazła się przy mnie, taszcząc za sobą moją pakę jeździecką.
- Dał ci najgorszą robotę - zauważyłam z niesmakiem.
- Nic nie szkodzi. Tak w ogóle, Pola - przedstawiła się, wyciągając ku mnie dłoń. Potrząsnęłam nią, zerkając na nią lekko spode łba. Nie byłam nastawiona negatywnie, tak już po prostu miałam.
- Joanna... Aśka - poprawiłam się po chwili zastanowienia. Joanna zabrzmiało zbyt oficjalnie. - Lepiej pójdę po resztę rzeczy, bo zaraz z nimi odjedzie.
Razem z Polą ruszyłyśmy z powrotem na zewnątrz, przed budynkiem zastając jedynie moje rzeczy i tuman kurzu.
- Cóż, przynajmniej zostawił ekwipunek - mruknęłam, biorąc kilka rzeczy z niechlujnej górki.

<Pola?>

Nowa uczennica! - Joanna Mleic

Z radością witam pierwszą uczennice Asię wraz z koniem Kalandorem . Cieszę się, że dołączyłaś i życzę miłej zabawy! Śliczny konik, pierwszy wałaszek w Akademii ;D

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQTyWeWLjb1JiPUdFOOeVcf6UgcCm9Z_QyanuznKUbOWVZC9N9YseoEPJhs4QeGbaPlOXjeItAQlQ0oty86bMKBasT_zXgK2CxXcivrA4bmkg0rPjIFRY5ulEx8uIc1F8mRP2cxA9eePA/s1600/IMG_20140307_051950.jpg 
Joanna Mleic
 
https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/t1.0-9/1460284_658743660815207_1583832523_n.jpg 
Kalandor

 autor: Dolonga310700

sobota, 2 sierpnia 2014

Oficjalne otwarcie Zielonej Mili!

Dzień dobry wieczór, moi mili! 

Z radością oświadczam, że prace nad blogiem zostały ukończone! Cieszy mnie jak wiele osób zainteresowało się nim jeszcze przed otwarciem i żywię nadzieję, iż nie zawiodłyśmy Waszych oczekiwań oraz spędzicie tu wiele dobrze spędzonego czasu. 
Wszystkim chętnym do dołączenia do naszego końskiego świata polecam w pierwszej kolejności wybrać się do zakładek "O Akademii&NPC", "Regulamin" i "Karta zgłoszeniowa". Stamtąd dowiecie się wielu przydatnych informacji jak i wyjaśnień. Zapraszam także na blogowy czat, na którym na pewno zostaniecie przyjęci ciepło i z sympatią! Często przesiaduje tam ja oraz moja przyjaciółka a jednocześnie administratorka, więc śmiało możecie zadawać pytania czy zgłaszać błędy lub niedogodności. 
Muszę przyznać, że jestem naprawdę dumna z efektów naszej pracy. Długi czas zmagałyśmy się ze wszystkim i to po prostu magia, że oto blog został ukończony. Liczymy na Wasz entuzjazm i serdecznie zapraszamy w nasze skromne progi! Przygoda czeka!

http://data.whicdn.com/images/53278724/tumblr_mio6b1TmnV1s6vufto1_500_large.gif 

Administracja - Lou&Aszlo

Od Remka C.D Asi

- Że dzisiaj? A nie jesteś jeszcze kontuzjowana? - spytałem nieprzytomnie, nawet nie unosząc głowy z poduszki. Cappy popatrzył na mnie oskar...