niedziela, 7 września 2014

Od Antoniego C.D. Poli

Rozbawiona wyczekiwała aż odwzajemnię gest. Z lekkim uśmiechem uścisnąłem dłoń.
- Antek, Antoni, do woli - odparłem puszczając palce nowej znajomej. - Gdzie się wybierasz, jeśli wolno spytać? - zagadałem desperacko pragnąc utrzymać rozmowę. Lepiej mieć znajomych, aniżeli być skazanym na ich brak. Pogrążenie się w zupełnej samotności nie do końca mi odpowiadało.
- Miałam zamiar wybrać się do Mili, miasteczka położonego niedaleko. - wzruszyła ramionami ruszając żwawo przed siebie. Wzrok spuściła, a brwi zamieniły się w lekko zmarszczone łuki, nad czymś musiała się zastanawiać. Odprowadziłem ją duchowo, mając zamiar zawrócić do swojego pokoju i odrobić lekcje.
- Nie idziesz? - mruknęła wielce zaskoczona. Westchnąłem zaskoczony pytaniem, wcisnąłem ręce do kieszeni, na moje szczęście znalazłem w nich parę złoty. Na kawę czy chłodny deser powinno starczyć.
- Nie sądziłem, że życzysz sobie mojego towarzystwa - odrzekłem wymijająco, jednak poszedłem w ślady dziewczyny. Uchyliłem drzwi przepuszczając w nich Polę, tak jak nakazywało to dobre wychowanie i własne zasady moralne. W odpowiedzi uzyskałem niewyraźne dziękuję, choć i to zdołało mnie podbudować.
Dzień powoli dobiegał końca, ustępując wieczorowi. Jasne światło zamieniało się w ciężką, pomarańczową okrywę, padającą na każdy z elementów środowiska bardziej lub mniej naturalnego. Temperatura również się zmieniła, spadła i to o dobre kilka stopni. Narzuciłem na siebie swoją bluzę. 
- Który to twój koń? - przerwałem ciągnącą się w nieskończoność ciszę, która z minuty na minutę wydawała się być coraz to bardziej krępująca.
- Kosmita, znaczy Vindicat - skrzywiła się nieco, choć w jej głosie nie dało się słyszeć niesmaku, raczej pewien rodzaj niedosytu. Zawiodła się na nim, może coś nie poszło po jej myśli?
Wymsknęło mi się ciche parsknięcie, zataiłem to udawanym odkasłaniem, tak aby nie zdenerwować znajomej. Wszystko jasne, to ta sama dziewczyna, która z hukiem wyleciała z boksu ogiera. Wiedziałem, że już gdzieś kiedyś musiałem ją już widzieć.
- Piękny koń, nie ma co - wymamrotałem pośpiesznie plując sobie w brodę za mój brak wyszukania i tak fatalną gafę popełnioną, bądź co bądź, przez omyłkę.
- Twoja to ta kara klacz, coś na s... - uniosła wyżej brodę aby ukazać wszechogarniającą ją dumę.
- Punkt za pamięć, ma na imię Saversan. - wywróciłem teatralnie oczami, śmiejąc się cichutko.
- Jakie dyscypliny wybrałeś? - najwyraźniej udało mi się ściągnąć jej uwagę, co mnie ucieszyło.
- Oklepane, bo skoki i ujeżdżenie. Co poradzić, pochwalę się i powiem, że wraz z Sav zdobyliśmy pierwsze miejsce w WKKW. - wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu. - Może to kiepski argument, ale zawsze coś. Co takiego ty trenujesz?
- Natural oraz wyścigi - odparła. W trakcie wypowiadania słów wzdłuż jej linii pleców przeszedł potężny dreszcz. Na odsłoniętych ramionach blondynki pojawiła się gęsia skórka, a jej całe ciało zadygotało.
- Cholerka, zapomniałam o bluzie. - w złości kopnęła kamień leżący na drodze. Niewiele myśląc rozpiąłem suwak zdejmując z siebie własne okrycie. Podałem je dziewczynie nie za bardzo wiedząc co powiedzieć, w tamtej chwili odruch ten zdawał się być zupełnie naturalny. Tak chciałem, a zarazem musiałem postąpić.
- Em, proszę. - burknąłem. Staliśmy na pograniczy wsi z miastem, nieco speszeni, może trochę zmieszani i zagubieni, ale nie chciałem pozwolić, żeby Pola przeziębiła się na spacerze. Nie na tym odbytym ze mną.
- Dziękuję. - powiedziała głośno i wyraźnie, patrząc prosto mi w oczy. - Może lepiej już chodźmy, nie chcemy, żeby zamknęli nam kawiarenkę przed nosem. - zerknęła na swój zegarek.
- Pewnie, masz rację. - przytaknąłem uśmiechając się lekko.
- Jeśli jednak nam się nie uda możemy uznać to za bieganie dla zdrowia. W bardzo powolnym tempie. - uniosła brwi wysuwając swój pomysł.
- Mhm. Tak, to świetna koncepcja. Opatentujmy to i organizujmy poranny jogging. - dodałem pośpiesznie.

<Dialog, długość... Polu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Od Remka C.D Asi

- Że dzisiaj? A nie jesteś jeszcze kontuzjowana? - spytałem nieprzytomnie, nawet nie unosząc głowy z poduszki. Cappy popatrzył na mnie oskar...