wtorek, 23 września 2014

Od Asi CD. Dawida

Naprawdę mnie poniosło. Zdecydowanie za bardzo dałam się ponieść emocjom. Usiadłam we wlocie namiotu, obserwując, jak Dawid wsiada na konia i rusza w las. Zaraz po nim to samo zrobiła Pola. Kiedy oboje zniknęli z mojego pola widzenia, przyciągnęłam nogi do brody i oplotłam je rękami. Jeśli Kalandorowi coś się stało, to nie mam tu czego szukać. Najwyżej wrócę do zwykłego internatu, większej różnicy mi to nie zrobi, bez niego wszystko mi obojętne. Odwróciłam wzrok dopiero, gdy usłyszałam, jak Remek się zbliża. Bez zastanowienia ukryłam się wewnątrz namiotu, zasuwając za sobą wejście. Nie byłam zła, w sumie nie miałam o co. Jak mógłby zatrzymać dwa konie, silniejsze od niego o jakieś dwadzieścia razy. Chodziło bardziej o to, że nie miałam szczególnej ochoty na rozmowę, ani na tłumaczenie, dlaczego ryczę. To chyba oczywiste. Mój koń był gdzieś w środku lasu, nie wiadomo, czy w ogóle żył, więc jak mogłabym zachować spokój. Chociaż w sumie nie wiedzieć czemu odniosłam wrażenie, że nie tylko o to chodziło. Szkoda tylko, że inny powód był tak nieoczywisty, że nie mogłam go sobie uświadomić. A może po prostu było mi wstyd? Zaklęłam pod nosem, wyciągając telefon z plecaka. Bateria padła, świetnie. Opadłam na plecy, całkowicie zapominając, że nie mam poduszki. Beznadziejnie tak siedzieć, patrzeć w sufit i nic nie robić. A tak właściwie nie móc nic zrobić.
Z rozmyślań zostałam wyrwana dopiero po kilku minutach. O dziwo nie przez głosy innych, a rżenie. Początkowo ciche, jakby z daleka, jednak za chwilę o wiele głośniejsze, znacznie bliżej. Zmarszczyłam brwi, odsuwając zamek w namiocie. Zerwałam się biegiem, jeszcze zanim dotarło do mnie do końca to, co widzę. Niewiele myśląc ze sporym impetem wpadłam z Kalandora, oplatając jego szyję rękoma.
- Skończony z ciebie idiota - mamrotałam, powstrzymując się od płaczu.
- O proszę, więc idiota to dla ciebie pieszczotliwe określenie? - usłyszałam gdzieś z boku głos Remka. Nagle cała miła chwila gdzieś wyparowała. Odwróciłam się nieznacznie w stronę chłopaka, mierząc go spojrzeniem z ukosa. - Dawid napisał, że znalazł rannego konia i potrzebuje pomocy.
Świetnie. Cudownie. Idealnie. Szczerze powiedziawszy, tylko czekałam, kiedy wreszcie wrócimy do akademii. Najwyraźniej jednak pech wyjątkowo mocno się mnie trzymał. Przewróciłam oczami i bez słowa zaczęłam siodłać gniadosza. O dziwo skończyłam szybciej od Remka, a nie mając szczególnej ochoty na niego czekać, ruszyłam, zanim zdążył założyć Lune ogłowie.
Nie wiedziałam w sumie, gdzie jechać, dopóki nie usłyszałam rżenia. Kalandor automatycznie skręcił w tamtą stronę, a dalej nie musiałam już kierować. Kilkanaście metrów dalej stał Nero, a Dawid kucał tuż obok niego. O dziwo Remik dotarł już na miejsce. Z tego wszystkiego wyszło tyle, że jechaliśmy osobno. W sumie, szczególnie mi to nie przeszkadzało. Miałam serdecznie dość jakiegokolwiek towarzystwa.
- To co z nim zrobimy? - zapytałam w końcu, przerywając niemrawą ciszę, która zapadła, kiedy tylko przyjechałam. Obaj koledzy spiorunowali mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się sztucznie, zawracając z powrotem do Kalandora. - To może ja wrócę do obozu.
Wsadziłam nogę w strzemię i już miałam usiąść w siodle, gdy któryś z nich w końcu się odezwał.

<No, który? D: Przepraszam za tą porażkę :')>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Od Remka C.D Asi

- Że dzisiaj? A nie jesteś jeszcze kontuzjowana? - spytałem nieprzytomnie, nawet nie unosząc głowy z poduszki. Cappy popatrzył na mnie oskar...