Z rozmyślań zostałam wyrwana dopiero po kilku minutach. O dziwo nie przez głosy innych, a rżenie. Początkowo ciche, jakby z daleka, jednak za chwilę o wiele głośniejsze, znacznie bliżej. Zmarszczyłam brwi, odsuwając zamek w namiocie. Zerwałam się biegiem, jeszcze zanim dotarło do mnie do końca to, co widzę. Niewiele myśląc ze sporym impetem wpadłam z Kalandora, oplatając jego szyję rękoma.
- Skończony z ciebie idiota - mamrotałam, powstrzymując się od płaczu.
- O proszę, więc idiota to dla ciebie pieszczotliwe określenie? - usłyszałam gdzieś z boku głos Remka. Nagle cała miła chwila gdzieś wyparowała. Odwróciłam się nieznacznie w stronę chłopaka, mierząc go spojrzeniem z ukosa. - Dawid napisał, że znalazł rannego konia i potrzebuje pomocy.
Świetnie. Cudownie. Idealnie. Szczerze powiedziawszy, tylko czekałam, kiedy wreszcie wrócimy do akademii. Najwyraźniej jednak pech wyjątkowo mocno się mnie trzymał. Przewróciłam oczami i bez słowa zaczęłam siodłać gniadosza. O dziwo skończyłam szybciej od Remka, a nie mając szczególnej ochoty na niego czekać, ruszyłam, zanim zdążył założyć Lune ogłowie.
Nie wiedziałam w sumie, gdzie jechać, dopóki nie usłyszałam rżenia. Kalandor automatycznie skręcił w tamtą stronę, a dalej nie musiałam już kierować. Kilkanaście metrów dalej stał Nero, a Dawid kucał tuż obok niego. O dziwo Remik dotarł już na miejsce. Z tego wszystkiego wyszło tyle, że jechaliśmy osobno. W sumie, szczególnie mi to nie przeszkadzało. Miałam serdecznie dość jakiegokolwiek towarzystwa.
- To co z nim zrobimy? - zapytałam w końcu, przerywając niemrawą ciszę, która zapadła, kiedy tylko przyjechałam. Obaj koledzy spiorunowali mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się sztucznie, zawracając z powrotem do Kalandora. - To może ja wrócę do obozu.
Wsadziłam nogę w strzemię i już miałam usiąść w siodle, gdy któryś z nich w końcu się odezwał.
<No, który? D: Przepraszam za tą porażkę :')>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz