Zerkając na przygnębionego Remka osiodłałem Nera i przytroczyłem do siodła długą linę. Gniadosz wysoko unosił łeb rozglądając się czujnie wokół. Wyczuwał Lune oraz ogiera. Na pewno są jeszcze gdzieś blisko. Raczej nie uciekły zbyt daleko... prawda? Oby.
Szybko odwiązałem Nera od beli i wskoczyłem na jego grzbiet. Nawet nie czekając na komendę koń wykręcił za zadzie i wypruł galopem z obozowiska kierując się śladami Sagi i Kaliego. Pochyliłem się w siodle dając ogierowi pełną swobodę - Nero dobrze wiedział czego ma szukać. Kołysząc się w rytm jego ruchów myślami powróciłem do tego co się wydarzyło. Nie miałem za złe Asi, że mnie uderzyła ( co prawda dosyć boleśnie) martwiło mnie jednak czemu Remik tak się zasmucił. Normalnie potraktowałby to lekko, podszedł i zagadał, przeprosił a tak to.. Hm. Jak zawsze mam racje - to nie tylko przyjaźń. No szkoda by bardzo. Taka słodka z nich parka. Aż miło popatrzeć naprawdę. Nie rozumiem wciąż czemu się nie umówią na prawdziwą randkę. No rany każdy to widzi, tylko nie oni. Kurczę trzeba ich wreszcie zeswatać. No really. Hm może Pola mi pomoże?
I byłbym pewnie tak myślał jeszcze trochę, gdyby nie to że Nero nagle stanął jak wryty bacznie strzygąc uszami na boki. Usiadłem ciężko w siodle rozglądając się wokół. Byliśmy na jakieś polance obrośniętej zeschłą trawą i roślinnością. Wiał tu chłodny wiatr, dziwne bo wcześniej go nie było. Panowała tu nieprzyjemna atmosfera. Nagle Nero stracił całą werwę - ledwo przebiera tymi nogami równie zniechęcony tym miejscem co ja. Co, do cholery, przywiało tu Sagę i Kalandora? Wyraźnie było widać ich ślady, bardzo im się musiało śpieszyło. Powoli przecięliśmy to ponure miejsce przechodząc na mniejszą łąkę równie niemiłą co ta duża.
Nie zastaliśmy zbyt przyjemnego widoku. Osiodłani Lune i Kali pochylili łby nad ... czymś ukrytym w zaroślach. Niektóre krzewy były pokryte wyschłą krwią. Nie wróżyło to zbyt dobrze.
Zeskoczyłem z Nera i powoli podszedłem do koni. Srokata spojrzała na mnie uważnie, ale pozwoliła mi podejść. Jak się okazało w trawie leżał rosły kasztan. Ogier zwalony na bok oddychał z trudem, zaschnięta posoka obejmowała cały jego brzuch. Wolno i spokojnie przyklęknąłem obok niego dokładnie przyglądając się ranie. Kasztanek spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem proszącym o pomoc. Pogładziłem delikatnie jego szyję i szybko napisałem sms do Remika. Dzięki Technologii, mogłem mu wysłać swoje położenie i chłopak za pomocą GPS-a będzie mógł szybko mnie znaleźć. Na chwilę wstałem od ogiera i, w sumie, na nic nie licząc kazałem Sadze i Kalandarowi wracać do właścicieli. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu konie po chwili zebrały się i wartkim cwałem ruszyły skąd przyszły. Co do cholery..?
<Pola? Asia? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz