czwartek, 18 września 2014

Od Asi C.D Remka

Nie mógł zapytać Poli? No halo, przecież jestem obrażona, nie wypada się odzywać. Samego Remka mogłabym zignorować, ale kiedy czuje się na sobie więcej niż jedno, wyczekujące spojrzenie, niestety nie da się usiedzieć cicho.
- Przy leśniczówce jest mała polanka z miejscem na palenisko, idealna - wzruszyłam ramionami, dzięki czemu wszyscy odwrócili wzrok. Lune nadal szła obok Kalandora. Niestety. Nie lubił innych koni obok siebie. Szczerze powiedziawszy, nie zdziwiłam się, gdy wyskoczył z zębami w kierunku klaczy.
- Nie ostrzegałam? - zapytałam niewinnie, a na mojej twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Chłopak przewrócił oczami i zatrzymał się, ponownie zostając nieco w tyle. Westchnęłam cicho, kołysząc się delikatnie w siodle. Kulbaka westernowa, jak ja za nią tęskniłam. Byłam jedyną osobą z czterech, która jeździła westem, ale nie czułam się z tym źle. Byłam bardziej... Dumna. W końcu, chyba jako jedyna z nich ogarniałam sterowanie koniem na takim, a nie innym wędzidle oraz na tym konkretnym ogłowiu.
Jesień bywa zarówno szara, jak i złota. W promieniach zachodzącego słońca las zdecydowanie zakrawał o drugi wariant. Przywiązaliśmy konie do drewnianej barierki tuż obok strumienia, po czym wraz z Polą zajęłyśmy się namiotami, a chłopcy postanowili rozpalić ognisko. Chwila, czy rozstawianie namiotów nie było przypadkiem tą cięższą robotą? Przecież to oni powinni to robić. Chociaż w sumie, skoro jestem kumplem, to mogę być również siłą roboczą. Czemu aż tak bardzo mi na tym zależało? Powiedział, co powiedział i tyle, po co to tak roztrząsam? Nie czułam się z tym najlepiej, prawda, ale strzelając niepotrzebne fochy, nie poprawię sobie opinii.
Pomimo tego, że nasza praca była zgoła bardziej pracochłonna, skończyłyśmy zanim oni uporali się z ogniem. Wraz z Polą usiadłyśmy na pieńku obok paleniska, czekając, aż w końcu wykonają swoje zadanie.
- Może pomożecie? - zapytał Dawid, a my jak na komendę pokręciłyśmy głowami.
- My już swoją działkę zrobiliśmy, sami sobie radźcie - odparłam i zwróciłam wzrok na zamglony horyzont.
- Też mi praca - prychnął, wzruszając ramionami. - Rozłożenie namiotu z instrukcją pod ręką to żaden problem, a to dzięki nam będzie ciepło, miło i przytulnie.
- A dzięki nam masz gdzie spać w nocy, więc się ciesz, że poradziłyśmy sobie również z waszym namiotem.
- Zaraz, naszym? - zdziwił się Remik, patrząc na kolegę. - Przecież miałeś wziąć cztery namioty.
- Stwierdziłem, że to za duże obciążenie, a mi spanie obok kogoś w osobnym śpiworze i na osobnej karimacie nie robi większej różnicy - westchnął w odpowiedzi, a my z Polą spojrzałyśmy po sobie.
- Nie namawiamy cię do zmiany orientacji, to tylko nocleg w środku lasu w jednym namiocie z kolegą, chyba nie będziesz o to robił problemu - uniosłam brwi, zerkając na niego z ukosa. Chłopak wypuścił ciężko powietrze i zabrał się z powrotem za rozkładanie drewna.
Po kilkunastu minutach w końcu uporali się z paleniskiem, a wokół niemal natychmiast rozeszło się przyjemne ciepło. Uśmiechnęłam się pod nosem, zapinając polar pod szyję. Wyciągnęłam z plecaka jedną z kanapek i zabrałam się za konsumpcję, pod uważnym okiem pozostałych.
- No co? - zapytałam, przełknąwszy pierwszy gryz. - Chyba mam prawo być głodna - żachnełam się, rozglądając się wokół. Od razu zaczęli potakiwać jedno przez drugie, z czego wyszło jedno, wielkie, niekształtne "Tak, jasne". Przewróciłam oczami i wstałam z miejsca. Wrzuciłam plecak do namiotu, po czym skierowałam się do Kalandora. Zgięta tylna noga sugerowała, że śpi, ale znałam go za dobrze, żeby się na to nabrać. Niemal od razu odwrócił głowę w moją stronę i zarżał cicho. Usiadłam na górnej żerdzi ogrodzenia i pogłaskałam go czole. Pozostali mądrze wybrali, przywiązując swoje wierzchowce nieco dalej. Znając życie, rano widok ran nie byłby zbyt ciekawy. Kąciki ust lekko uniosły się do góry na wspomnienia z dawnej stajni. Zawsze był najniżej w hierarchii stada, chociaż nie był uległy. Wręcz przeciwnie, odpychał inne konie od siebie, był swego rodzaju agresorem. Zawsze pasł się sam, pozwalając zbliżać się do siebie na maksymalnie trzy metry. Wyjątkiem były jedynie dwie klacze, które stały w boksach obok niego. Teraz, w nowym otoczeniu jemu wróciły stare nawyki, a moje gdzieś zniknęły. Szkoda, izolacja od reszty czasem się przydawała. Zeskoczyłam na ziemię, poklepałam Kalandora po łopatce i odeszłam w stronę pozostałych.
- Idę spać, dobranoc - powiedziałam bez zbędnych ceregieli. W namiocie szybko zmieniłam bryczesy na dresy, koszulkę przykryłam bluzą i wsunęłam się do śpiwora, zarzucając kaptur na głowę.

Obudziłam się, kiedy tylko pierwsze promienie padły na namiot. Rozpięłam zamek w śpiworze i zarzucając go na ramiona, wyszłam na zewnątrz. Zajęłam swoje miejsce na ogrodzeniu przy Kalandorze i obserwowałam w spokoju, jak skubie trawę.
- Dzień dobry - doszedł mnie zmęczony głos od strony namiotu. Podniosłam wzrok, od razu zauważając Remka idącego w moją stronę przeczesując włosy palcami.
- Hejka - mruknęłam, ponownie kierując całą uwagę na wałacha. - Jak się spało? - zapytałam, zdobywając się na lekki uśmiech.

<Remek? Się rozpisałam XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Od Remka C.D Asi

- Że dzisiaj? A nie jesteś jeszcze kontuzjowana? - spytałem nieprzytomnie, nawet nie unosząc głowy z poduszki. Cappy popatrzył na mnie oskar...