niedziela, 12 października 2014

Od Ani - Srebrzanka cz. 2

Jedną z moich cech jest to, że jak się uprę na coś to trudno mnie od tego odwrócić.
W sobotni wieczór, gdy położyłam się spać, ale coś nie dawało mi spokoju. Srebrzanka. Piękny koń, o połyskliwej sierści, tutejsza legenda. Gdy tylko zamknęłam oczy widziałam jej sylwetkę ukrywającą się wśród drzew. Już wyobrażałam sobie jak majestatycznie wyglądałaby stojąc obok mojej Makabreski. Pewnie by się polubiły.
Po raz setny otworzyłam oczy i przewróciłam się na prawy bok. Srebrzanka. Przewróciłam się na kolejny bok. Nie mogąc wytrzymać w pozycji siedzącej usiadłam i wbiłam wzrok w różową kołdrę.
Podjęłam decyzje. Oswoję Srebrzankę, choćbym miała z tego powodu wycisnąć z siebie wszystkie soki.
Ponieważ i tak nie mogłam zasnąć wstałam z łóżka i siadłam przy biurku. Szybko odpaliłam laptopa i wstukałam w Google "jak oswoić dzikiego konia". Otrzymałam kilkadziesiąt stron na ten temat. Zaczęłam czytać.

~

Obudziłam się rano, ok. 8:00. Komputer był odpalony, otwarty na jakiejś anglojęzycznej stronie o dzikich koniach. Musiałam zasnąć, gdy ją czytałam. Mimowolnie podniosłam się z krzesła i przeciągnęłam. Spojrzałam na zegarek. Już 8:15! Miałam iść na 9 do kościoła, a sama droga zajmuje mi 30 min! W ekstremalnym tempie zrzuciłam z siebie białą koszulę nocną, założyłam jakieś miej-więcej ładne ciuchy, pomalowałam się i wyleciałam z pokoju.

~

Było już po 12, gdy wróciłam do Akademii. Po mszy poszłam z Asią na lody, bo dzień był dość ciepły. Gdy tylko otworzyłam drzwi swojego pokoju nr. 7 stwierdziła, że trzeba zaczął realizować moje wczorajsze nocne postanowienie. Zrzuciłam kościelne ubranie, poskładałam je w kostkę i wrzuciłam w głąb szafy. Zaraz potem wyjęłam brązowe bryczesy i bluzkę, w której byłam na rajdzie z Dawidem. Założyłam wygodne buty sortowe na nogi i wyszłam z pokoju, zamykając drzwi z hukiem.
Po schodach na parter i na dziedziniec. Srebrzanko, nadchodzę!
Energicznym ruchem wpadłam do stajni. W Internecie czytałam, że z nieoswajanymi końmi trzeba tak jak ze źrebakami - zaczynać od podstaw (a nawet niżej niż od podstaw). Wzięłam więc jakieś wolne wiadro. Podeszłam do skrzynki z owsem i nasypałam dwie miarki. Wrzuciłam tak jeszcze jabłko, które kiedyś wzięłam ze stołówki dla Breski (ona dostanie zamiast tego marchewkę) i wcisnęłam do kieszeni kilka kostek cukru, które leżały na półce obok owsa. Wychodząc wzięłam jeszcze akademicki uwiąz w kolorze jesiennej trawy - może się przyda. Pędem wyleciałam ze stajni i poszłam w miejsce, gdzie ostatnio widziałam białego wierzchowca.
Podczas tego spacerku doszły mnie pewne niepokojące myśli. A jeśli Srebrzanka nie wróci na te tereny? A jeśli, pomimo moich starań nie da się oswoić? A jeśli ona już jest czyjaś? Zaczęłam sobie wyjaśniać te pytania w głowie, że będzie dobrze itp., ale nadal trzymały się mnie pewne wątpliwości.
Doszłam do płotu, przy którym ostatnio stałam z Dawidem. Niepewnie podeszłam do niego i schylając się przeszłam na stronę lasu. Po koniu nie było śladu. Zaczęłam krążyć po okolicy (ciągle mając na horyzoncie płot), ale dalej nic. Bez sensu było ją wołać i tak by nie przyszła.
Po pół godzinie łażenia między drzewami stwierdziłam, że dziś chyba nic z tego. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam powolnym krokiem iść w stronę Akademii.

Nagle coś białego przemknęło obok mnie jak błyskawica. Srebrzanka. Stanęłam w miejscu i usztywniłam się. Żeby tylko jej nie spłoszyć.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Od Remka C.D Asi

- Że dzisiaj? A nie jesteś jeszcze kontuzjowana? - spytałem nieprzytomnie, nawet nie unosząc głowy z poduszki. Cappy popatrzył na mnie oskar...