czwartek, 2 października 2014

Od Asi CD. Remka

Zmierzyłam Remika wzrokiem. Ja naprawdę słyszę, kiedy telefon wibruje, aż tak słabego słuchu jeszcze nie mam. Pytanie tylko, czemu nie odebrał? Może to coś ważnego? Może właśnie jakiś budynek się na niego wali i ktoś chce go o tym zaalarmować? Ale zaraz, wtedy powinni ostrzec też mnie, końcu stoję obok. Rozejrzałam się nerwowo wokół. Nic się nie waliło, co za ulga. Wracając, może to naprawdę było coś ważnego? Co, jeśli jechała po niego policja, bo okazał się zamieszany w jakieś dilerskie porachunki? Remek? Jezu, nie, o czym ja w ogóle myślę? Przecież na coś takiego nie było żadnego prawdopodobieństwa. Otrząsnęłam się dopiero, gdy głupi telefon przestał dzwonić. To wszystko przez komórkę.
- Jasne - odparłam krótko, starając się w miarę naturalnie uśmiechnąć. - Idę już na maneż, ubieraj Lune, ja w tym czasie rozprężę Kalandora.
W odpowiedzi uzyskałam kiwnięcie głową. Bez słowa zacmokałam na konia i pociągnęłam delikatnie za wodze, kierując się na ujeżdżalnię. Wsunęłam dłonie w rękawiczki, założyłam kask, odwinęłam strzemiona i usiadłam w siodle. Chwila stępa, lekkie rozciągnięcie i zaczynamy. Na początek kilka zatrzymań, cofanie i znów do przodu. Zebrałam mocniej wodze i przyłożyłam łydki do kłusa. Lekkie wyciągnięcia po przekątnej, kilka zmian kierunku przez pół wolty i ujeżdżalnie, a na koniec drągi. Cztery przejazdy z obu stron i z powrotem do stępa. Jedno okrążenie, zakłusowanie na krótkiej, a od narożnika galop. Kalandor najwyraźniej miał jeden ze swoich "lepszych dni". Już dawno nie spotkałam się u niego z tak sprężystym, głębokim krokiem. Pojedyncze cavaletti na rozciągnięcie i pierwszy najazd. Metrówka poszła na pierwszy ogień. Wałach sam idealnie wymierzył odległość, więc mi pozostało tylko unieść się w siodle i ponownie w nim usiąść. Jako kolejna - stacjonata z otwartym dołem, o wysokości około metra dziesięciu. Dodanie na ostatnich dwóch foule i czysto, podobnie zresztą, jak następna, tak samo wyglądająca przeszkoda. Poklepałam konia po szyi i nakierowałam na okser. Bezbłędnie, w przeciwieństwie, do najniższego na hali krzyżaka. Jako ostatnią skoczyliśmy zabudowaną stacjonatę sto czterdzieści, a jak na podsumowanie, Kalandor pozwolił sobie na lekkie bryknięcie. Ten sam parkur przejechałam kolejne dwa razy w nieco innej kolejności, po czym zwolniłam do stępa. Pogłaskałam wałacha po spoconym karku, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Już dawno nie miałam tak udanej jazdy.
- Nieźle, nieźle - usłyszałam gdzieś z boku i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że Remik już do nas dołączył. Wyszczerzyłam zęby z radości, Kalandor skakał dziś wyjątkowo dobrze, naprawdę nie miałam na co narzekać. Z zaciekawieniem obserwowałam, jak chłopak na swojej klaczy pokonuje ten sam parkur. Wszystko bez żadnej zrzutki, nawet po kilkukrotnym przejeździe. Wymieniliśmy się spojrzeniami, kiedy w końcu przeszedł do stępa.
- Od biedy ujdzie - mruknęłam z sarkazmem, wyczuwalnym na niesamowitą odległość. Klepnął mnie w ramię, przejeżdżając obok, a ja nie mogąc oddać tak samo, uderzyłam go lekko palcatem.
- Kończymy wreszcie? - zapytałam, poluzowując popręg o kilka dziurek. Chłopak przytaknął, więc z ujeżdżalni przejechaliśmy pod stajnię. Zsiedliśmy z koni, opłukaliśmy im nogi na myjce i odprowadziliśmy do boksów.
- Co powiesz na tosty? - zaproponowałam, spoglądając na niego z ukosa.

<Remek? XDD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Od Remka C.D Asi

- Że dzisiaj? A nie jesteś jeszcze kontuzjowana? - spytałem nieprzytomnie, nawet nie unosząc głowy z poduszki. Cappy popatrzył na mnie oskar...