niedziela, 5 października 2014

Od Asi CD. Remka

Uniosłam brew, patrząc na niego znad kubka z herbatą. Skąd w ogóle pomysł, że miałam ochotę coś gotować? A do tego z ni? Sama to często proponowałam, fakt, ale... Kobieta zmienną jest, czyż nie? Pomimo wszystko, miło, że sam zaproponował to nieszczęsne wspólne gotowanie.
- Po wczorajszych gofrach jestem przejedzona, odpuszczę sobie śniadanie - powiedziałam, podając mu drugi kubek z napojem. Spojrzał na mnie zdziwiony, chwytając naczynie za uchwyt. - No co, wiedziałam, że w końcu przyjdziesz - wzruszyłam ramionami, upijając kolejny łyk.
- Miło z twojej strony - uśmiechnął się, kurde, znowu te dołeczki. Przeszedł przez kuchnię, stając przy lodówce. - Ja skuszę się na kanapkę.
- Tost byłby lepszy - zauważyłam, przymykając oko. Nie lubiłam kanapek, były zbyt... zwyczajne. Wmuszali je we mnie w domu i w akademiku, nie co się dziwić, że nie lubię chleba. Jak ludzie mogą w ogóle żyć, jedząc same kromki z szynką/serem (niepotrzebne skreślić, wedle uznania).
Dobra, nieważne, w każdym razie, moje posiłki przygotowane musiały być z finezją, a nie byle jak, na szybko. Przecież jedzenie nie na tym polegało. Nie chodzi o to, żeby żreć, tylko po to, żeby przeżyć. To znaczy, może niektórzy tak robią, ale ja nie dałabym rady. Odmiany są potrzebne, a szczególnie, jeśli o dietę chodzi. I kto to mówi? W sumie żywiłam się jedzeniem z mikrofali, czasem przegryzłam jakiś owoc, ale do warzyw brałam się niechętnie.
- O czym tak rozmyślasz? - zapytał Remik, siadając na blacie obok mnie.
- O sensie jedzenia, bardzo ciekawa kwestia - odpowiedziałam, rozglądając się po sterylnym pomieszczeniu, w poszukiwaniu czegoś do przekąszenia. Jabłka, pomarańczy, nektarynki... No nic nie ma. Podeszłam do lodówki i na szczęście znalazłam papierówki. Kwaśne, bo kwaśne, ale lepsze to niż nic. Opłukałam owoc i wróciłam na swoje miejsce, ochlapując kolegę wodą. Zerknął na mnie z ukosa, kiedy ugryzłam pierwszy kawałek.
- Hmm? - mruknęłam z pełnymi ustami, czując na sobie baczne spojrzenie. Naprawdę miał ładne oczy. Jezu, znowu to samo.
- A nic, nic - uśmiechnął się, szkoda, że ja tego nie odwzajemniłam. Głównie dlatego, że smak jabłka na to nie pozwalał. Głupie dołeczki, znowu. Dobrze, że miałam na sobie warstwę pudru, bo prawdopodobnie oblałabym się rumieńcem, a skoro miałam związane włosy, nie zdołałabym zarzucić ich na twarz. I po raz kolejny - czemu jego obecność mnie peszy? No Jezu, rówieśnik siedzi obok mnie i je ze mną śniadanie, co w tym nadzwyczajnego? Może to, że rówieśnik jest przystojny... Uciszyłam głos w swojej głowie.
- Znowu myślisz o sensie pożywienia? - zapytał, a ja pokręciłam głową.
- Sprawy mniej rozgarnięte - odparłam wymijająco, szczerząc zęby.

<Remik? XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Od Remka C.D Asi

- Że dzisiaj? A nie jesteś jeszcze kontuzjowana? - spytałem nieprzytomnie, nawet nie unosząc głowy z poduszki. Cappy popatrzył na mnie oskar...