- Nie uciekną? - spytała blondynka przyglądając się koniom.
- W żadnym razie - podszedłem do krawędzi pomostu - Artem trzyma się mnie bezwzględnie i nie pozwoliłby Bresce uciec - usiadłem na kamieniu spoglądając na ukryte wśród wzgórz miasteczko.
Ania po chwili dołączyła do mnie ze wzrokiem utkwionym w panoramie.
- Czemu tak mało osób tu przyjeżdża? - dziewczyna popatrzyła na mnie lekko z ukosa.
- Bo mało kto o tym miejscu wie - wzruszyłem lekko ramionami - Uczniowie już wielokrotnie obadali cały las, ale wiele jeszcze zostało nie odkryte. Ten pomost już od dawna jest zdziczały i, mimo jakby się wydawało prostej drogi, niełatwo było go znaleźć. Mi się udało dopiero po całym tygodniu i całych przewertowanych tomach o topografii Mili i okolic. Chyba każdy w Akademii zna miejsca, których nigdy nie widzieli inni. Takie własne zakątki. Moim jest między innymi ten pomost - uśmiechnąłem się do Ani.
- Między innymi? - uniosła brwi.
Skinąłem zrywając kłos trawy.
- Jedno to minimum, kochana - puściłem do niej oczko - W ciągu tych trzech lat znalazłem naprawdę sporo takich miejsc. Grunt to szukać samemu. Inaczej musiałabyś się dzielić odkryciem z inną osobą a wtedy zakątek traciłby swoją indywidualność i tajemnicę. Co prawda niektórzy dzielą się swoimi odkryciami jak na przykład ja teraz z tobą, ale zazwyczaj rzadko się o tym wspomina.
- A co jeżeli ktoś odnajdzie wcześniej miejsce, które znalazłam?
- Zauważysz, że jest odkryte - wskazałem na czarną bandanę obwiązaną wokół słupka - Każdy jakoś to zaznacza. Ja swoje akurat bandankami. Uwierz nie przeoczysz, że miejsce jest czyjeś.
Pokiwała lekko głową zwracając się z powrotem ku Mili. Miasteczko tonęło w promieniach zachodzącego słońca rzucając długie cienie a zboże na wzgórzach falowało niczym wielkie złote morze. W ciszy obserwowaliśmy zachód każde pogrążone w swoim myślach.
Kątem oka przyuważyłem, że Ania wpatruje się w jakiś punkt. Podążyłem za jej wzrokiem natykając się na rozpędzoną sylwetkę. Jeździec przecwałował dużą część i pól i wyraźnie zmierzał ku ledwo widocznym zarysom rancza.
- Kto to? - spytała dziewczyna.
- Jak zgaduję Benjamin Wartacz - odparłem powoli - Prowadzi ranczo niedaleko Akademii.
- Jeździ w westernie?
- Aha - mruknąłem twierdząco - Czasami udziela lekcji z tejże dyscypliny.
- Jakie konie hoduje?
- Qarter horse oraz Appaloosy - przypomniałem sobie po chwili zastanowienia - Około dwudziestki wierzchowców.
Skinęła delikatnie milcząc.
- Możesz mnie kiedyś do niego zaprowadzić? - zapytała z wahaniem.
- Jasne. Czasami do niego wpadam i, w sumie, przydałoby się do odwiedzić. Możemy jeszcze dziś jeżeli chcesz - spojrzałem na Anię pytająco.
<Aniu? ;3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz