czwartek, 16 października 2014

Od Marceli C.D. Remka

Po wyjściu że stajni postanowiłam wykorzystać dzień i zwiedzić resztę akademii. A jako, że najbliżej znajdował się trochę wyścigowy, postanowiłam zacząć od niego.
Toteż powolnym kroczkiem przechadzałam się przez zalesione alejki, z uniesioną głową i przymkniętymi oczyma, pozwalając by promienie słońca oświetlały moją twarz. Na moich ustach widniał niewielki uśmieszek, a ja sama szłam niby w śnie na jawie, wyobrażając sobie, że idę przez bezkresny, zaśnieżony las.
Kiedy poczułam, że wychodzę na otwartą przestrzeń, przystanęłam i powróciłam z niechęcią do rzeczywistości. Wówczas okazało się, że ścieżka się skończyła, ustępując miejsce rozległemu trawnikowi, a kilka metrów w dół wzgórza na których stałam, rozciągał się tor wyścigowy, po którym przemykała jakaś postać. Więc nie widząc innego wyjścia, zbiegłam truchtem ze wzniesienia, by po chwili znaleźć się przy barierce. Wytężyłam wzrok, by dostrzec ową postać, jednak ona przemknęła tuż obok mnie. Był to Remigiusz na koniu. Obserwowałam go chwilę, uważnie przyglądając się jego postawie. Będzie to potem bardzo ważne, jeśli chcę kiedyś spróbować wyścigów. Kilkadziesiąt metrów dalej koń zwolnił, z po wykonaniu kilku kółek w kłusie chłopak podjechał do mnie z pytającą miną.
- Zwiedzam- oznajmiłam krótko, kiedy zbliżył się do barierki i zsiadł z konia.- Trudno się nauczyć?- spytałam, wyciągając z kieszeni miętówkę i podając ją siwemu ogierowi, który natychmiast ją schrupał, jednak z pewną rezerwą do mojej osoby.
- Trochę- stwierdził chłopak, teatralnie się krzywiąc.
Na te słowa przeszłam pod barierką i podeszłam do konia, który szturchnął moją rękę w poszukiwaniu kolejnych miętówek.
- Mogę wsiąść?
Remek spojrzał na mnie, lekko zdziwiony, ale skinął głową.
Chłopak przytrzymał siwosza za wędzidło, kiedy ja niezgrabnie wgramoliłam się na siodło. Kiedy w nim usiadłam, prędko tego pożałowałam; było twarde i niewygodne, a strzemiona ograniczały mi swobodę. Po za tym, były tak krótkie, że nie mogłabym się utrzymać na nierównym terenie. Ale to było przecież siodło wyścigowe... Na innych będzie jeszcze gorzej.
- Co jest? Minę masz, jakbyś pierwszy raz siedziała na koniu- zażartował rozbawiony.
- Na konie nie, ale w siodle i owszem- skwitowałam ponuro, po czym uniosłam się nieco z zamiarem zejścia a powrotem na ziemię, lecz wyszło mi to nie najlepiej. Wylądowałam na wilgotnej trawie, z potwornym bólem pleców, co dało Remikowi niezły powód do śmiechu. Próbując zdusić śmiech z własnej głupoty, (bo po co się tam pakowałam!?) podniosłam się i nerwowymi ruchami zaczęłam siłować się z paskami od popręgu siodła, które miał na sobie wierzchowiec. Kiedy pas okalający brzuch puścił, ściągnęłam go z wysokiego grzbietu folbluta i wcisnęłam je zaskoczonemu młodzieńcowi. Niedługo potem i ogłowie znalazło się w jego rękach, a koń był pozbawiony jakiegokolwiek sprzętu. Złapałam go delikatnie za grzywę i przykazałam stanąć na barierce. Sama natomiast się na nią wdrapałam, po czym, wciąż przytrzymując się grzywy, wskoczyłam na koński grzbiet. Po chwili masażu usiadłam bliżej kłębu i nakłoniłam konia do galopu. Ogier żywo parsknął, machnął łbem, a chwilę później pędził równym taktem przez środek toru. Nachyliłam się odpowiednio, by ostry pęd wiatru nie rzucał na moją twarz ewentualne zanieczyszczenia w postaci muszek i paprochów. Koń, wyraźnie zadowolony i rozluźniony, biegł z zawrotną prędkością bez większego wysiłku. Kiedy zerknęłam za siebie, zobaczyłam, jak moje włosy łopoczą na wietrze. Była to pierwsza moja jazda na folblucie, a w dodatku w tak szybkim tempie, ale prawda była taka, że prócz różnicy wysokości, na jakiej się znajdowałam, jechało się jak na każdym inny m koniu. Nim się obejrzałam, pokonaliśmy już rundę. Z niechęcią zwolniłam konia tak, by bez ostrego hamowania stanąć w miejscu, gdzie wciąż stał zaskoczony Remik. Kilka metrów od niego zatrzymałam wierzchowca, poklepałam go po szyi i zsunęłam się z niego. Powstrzymując drżenie nóg, spowodowane niecodziennie szybką jazdą, wyprostowałam się i trzymając konia za czarną, lśniącą grzywę, zaprowadziłam go do Remka. Chłopak spojrzał na mnie morderczym wzrokiem, ale ja go zignorowałam i zaczęłam okrężnymi ruchami masować szyję rozluźnionego zwierzęcia, które zadowolone spuściło łeb.

Remigiusz? ;D Zabijesz mnie za to? Pomysłu nie miałam xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Od Remka C.D Asi

- Że dzisiaj? A nie jesteś jeszcze kontuzjowana? - spytałem nieprzytomnie, nawet nie unosząc głowy z poduszki. Cappy popatrzył na mnie oskar...