niedziela, 28 września 2014

Od Asi C.D Dawida

Obudziłam się dopiero w okolicach dziewiątej. Ze względu na wczorajszą eskapadę pani Roma zgodziła się, abyśmy dzisiaj zwolnili się z lekcji. Nie wiedzieć czemu, wcale mnie to nie cieszyło. Czy to dlatego, że nie wiedziałam, czym się zająć, czy dlatego, że kiedy wszyscy są w klasach, Remkowi, Dawidowi i Poli łatwiej będzie mnie znaleźć i wyciągnąć, czemu zareagowałam tak, a nie inaczej. Westchnęłam ciężko i zakryłam się kołdrą. Szkoda, że tak szybko zabrakło mi tlenu. Niestety, z moją naturą nie mogłam siedzieć cały dzień w pokoju. Już po chwili bezczynności wstałam z łóżka, wyciągnęłam z szafy jakieś ubrania i skierowałam się do łazienki.
Wyszłam z pokoju, nadal męcząc się z włosami. Zamknęłam pokój na klucz i ruszyłam w stronę stołówki. Po schodach, w lewo i... Remek. Cho.lera. Przystanęłam na chwilę, zastanawiając się, czy biec z powrotem do pokoju, czy starać się minąć go be słowa. Z jednej strony bałam się, że zacznie rozmowę, a z drugiej, przecież uciekanie nie miało sensu. Oparłam się plecami o ścianę, patrząc zawzięcie na obraz naprzeciw mnie. Przemyślałam całą sytuację. Chłopak zapewne zmierzał właśnie do pokoju lub do stajni, więc tak czy siak skręci w korytarz, w którym właśnie stałam. Dobrym rozwiązaniem powinno być okrążenie holu, ale czy to nie będzie to samo, co ucieczka? Mętlik zawitał do mojej głowy.
- Czekasz na kogoś?
Zagapiłam się. Odwróciłam wzrok od obrazu, aby natknąć się na badawcze spojrzenie Remika.
- Nie, szłam do stołówki i... - zawiesiłam się, zerkając ukradkiem po korytarzu. - ...i ten obraz wydawał mi się tak piękny, że przystanęłam i po prostu go obserwowałam. - Dopiero po chwili zaczęłam zastanawiać się nad moimi słowami. Oboje spojrzeliśmy na dzieło, a ja ze zdumieniem przyjęłam, że w życiu nie widziałam tak paskudnie powyginanego... Konia?
- Taaak, ma w sobie dużo... ekspresji - stwierdził chłopak, przeczesując włosy palcami. Z trudem stłumiłam w sobie śmiech.
- Dobra, nieważne, idę coś zjeść - powiedziałam szybko, wyminęłam go i najprędzej jak mogłam skierowałam się na stołówkę. Na szczęście byłam sama. Przeszłam do kuchni i oparłam się o blat. Odetchnęłam, przecierając twarz rękoma. Zdecydowanie powinnam unikać rozmów tego typu. Nie umiem kłamać i jestem tego świadoma.
Naprędce zjadłam tosty i wypiłam herbatę, po czym mogłam skierować się do stajni. Z siodlarni wzięłam skrzynkę ze szczotkami i udałam się do boksu Kalandora.
- Hej, piękny - szepnęłam z uśmiechem, odsuwając zasuwę w drzwiach. - Stajenni mnie w końcu zabiją za te marchewki, ale jak coś, to nic nie mów.
Wręczyłam Gniademu smakołyk i wyciągnęłam zgrzebło z kuferka. Usunęłam wszystkie zaklejki z sierści, a drugą szczotką nadałam jej niemal czerwonego połysku. Zabrałam się za kopyta, odwracając się tyłem do korytarza. Jedno, drugie, trzecie...
- Planujesz trening? - Usłyszałam za sobą, przestraszona od razu się wyprostowałam, puszczając nogę konia. Syknęłam, gdy kopyto uderzyło w moją stopę, a wałach dodatkowo przełożył na nią cały swój ciężar. Zacmokałam i przesunęłam Kalandora w drugą stronę. Łzy napłynęły mi do oczu i zaciskając zęby starałam się, aby nie popłynęły po policzkach.
- Nie, nie zamierzam jeździć, najwyżej popołudniu - odparłam, szybko wyczyściłam ostatnie kopyto i odniosłam rzeczy do szafki. - Czemu za mną chodzisz? - zapytałam, odwracając się w stronę chłopaka. Wzruszył ramionami.
- Nie mam co robić, to tak łażę bez celu .
- To może idź do Dawida? Widziałam go na pastwisku tego kasztana, może przyda mu się pomoc - powiedziałam, po czym ruszyłam na zewnątrz. Stety niestety z Remikiem obok. - Przepraszam - mruknęłam cicho, a chłopak spojrzał na mnie, unosząc brew.
- Przepraszasz, czy się przesłyszałem? - prychnął, przenosząc wzrok na pastwiska. - Nie mnie powinnaś przeprosić, tylko jego - gestem wskazał na Dawida.
- Tsa, z tym, że wyjaśnić, czemu zareagowałam tak, a nie inaczej jest dość... Trudno - uśmiechnęłam się nieznacznie i wbiłam spojrzenie w ziemię.
- Tak trudno, że nie chcesz powiedzieć, czy nie umiesz? - słysząc to zmarszczyłam lekko brwi. Ciężka sprawa.
- Tak właściwie, nie mogę, bo pani psycholog by mnie zabiła - odparłam szybko, czując na sobie jego pytający wzrok.
- Czy ty właśnie starasz się mi powiedzieć, że jesteś psychopatką? - zaśmiał się, a ja przekręciłam głowę, myśląc, jak ująć to w słowa.
- Nie, raczej, że występują u mnie stany poddepresyjne i czasami nad sobą nie bardzo panuję, ale nie rozmawiajmy o tym, kiedy się wspomina o problemach psychicznych, to częściej występują - uśmiechnęłam się, patrząc, jak zareaguje.

<Remek? Jaka reakcja? XD>

Od Dawida C.D Asi

- Jedź - powiedziałem, spoglądając na nią zimno - Sprowadź weterynarza oraz panią Romę do obozowiska. Teraz.
Dziewczyna obruszyła się jak kot a jej źrenice skurczyły się diametralnie. Ze spokojem patrzyłem jej w oczy, aż wreszcie usadowiła się w siodle i popędziła konia do galopu. Gniadosz zerwał się z kopyta, wyrywając obumarłą trawę. Tylko się za nimi kurzyło. Remek dawał wrażenie, że chce coś powiedzieć po chwili jednak smętnie wsunął dłonie w kieszenie i podszedł do Lune by pogrzebać w sakiewkach. Obserwowałem go chwilę po czym odwróciłem wzrok i całą swoją uwagę poświęciłem leżącemu ogierowi.
Kasztanek jakby się uspokoił, jego oddech stał się głębszy. Cierpliwie leżał wyczekując pomocy. Z powrotem klęknąłem obok niego dokładniej przyglądając się ranie. Nie była tak głęboka jak na początku myślałem. Rozdarcie biegło od łopatki aż do połowy brzucha, ale widać było że koń długo z nim walczył. Brzegi zdążyły już się zasklepić, zrobił się strup. Krew, którą początkowo wziąłem za świeżą miała już dobry dzień. Jak długo tu leży? Chyba ledwie kilka godzin. Nie był wychudzony wręcz przeciwnie. Wciąż mógł pochwalić się krzepą prawdziwego dzikusa. Oprócz tego nie odniósł żadnych więcej obrażeń. Miał co prawda trochę poobdzierane nogi, ale były to bardzo powierzchowne rany. Najwyraźniej musiał wpaść w jakieś zarośla i się troszkę podrapać o ciernie. Nic poważnego. Hm.
- Hej Remik - rzuciłem zamyślony, odwracając głowę do bruneta. Chłopak skinął na mnie lekko, wyczekująco - Myślę, że dałby radę się podnieść - wskazałem kciukiem konia - Nie wiemy ile już leży, ale im dłużej tym bardziej prawdopodobne że już nie wstanie.
- Chcesz go zmusisz do wstania - stwierdził podchodząc - Ale jak?
- Najpierw spróbujmy hm no wiesz... na kibica - uśmiechnąłem się.
Odwzajemnił gest. Podniosłem się z kucek i troszeczkę odsunąłem od konia.
Bystre oczy spojrzały na nas z ciekawością, ogier uniósł głowę. Razem z Remkiem zaczęliśmy zachęcać konia do wstania. Odpuszczę sobie opisywanie tego wszystkiego...
Po dłuższej chwili kasztan zebrał się w sobie i powoli próbował wstać. Gdy udało mu się podnieść nieco grzbiet szybko zaczęliśmy go podpierać i, o dziwo, wierzchowiec stanął chwiejnie na nogi. Rana na szczęście się nie otworzyła. Uff.
Remik wycofał się do Sagi, ja zaś zostałem przy ogierze. Koń popatrzył na mnie z leciutką wdzięcznością i pozwolił do siebie podejść. Gdy jednak Remek chciał podać mi kantar kasztan zdecydowanie cofnął się w tył nie życząc sobie bliskości chłopaka. Odebrałem od niego kantar i sam powoli zbliżyłem się do końskiego pyska. Najwyraźniej nasz poszkodowany mnie polubił, bo po chwili oporu dał nałożyć sobie uzdę i prowadzić. Trochę niechętnie, ale ostatecznie za mną szedł. Skinąłem głową na Remka, prosząc go o bandaże i maść. Bardzo prowizorycznie, ale opatrzyłem ranę ogiera tak by nie mogło wdać się zakażenie oraz by nie nie mogła się otworzyć. Powolutku wyprowadziłem go na większą polanę. Nero podkłusował do mnie i, ramię w ramię, z kasztanem podążali tuż za mną. Remek i Pola dosiadając swoich koni trzymali się tyłu, by nie spłoszyć dzikusa. Ogier trochę kulał, ale nie wyglądało by go bolało. Twarda sztuka. Łatwo się nie da. Oj coś czuję, że ten koń jeszcze wszystkich nas zaskoczy.
Zacząłem bacznie przyglądać się wierzchowcowi. Z dumnego pyska można by wywnioskować, że jest to arab. Ma elegancką budowę i typowy dla tej rasy uniesiony ogon. Jednocześnie jest nieco bardziej umięśniony i mocny od przykładowego konia czystej krwi arabskiej. Chociaż dziki tryb życia mógł wpłynąć na jego wygląd. Wydziczał krótko mówiąc, ale wciąż jest olśniewającym wierzchowcem. Gdyby o niego zadbać zyskało by się świetnego wierzchowca. Hm ciekawie jak u niego z chodami itd...
Po dobrej pół-godzinie dotarliśmy do naszego obozowiska. Przyznam, że od pewnego momentu całkowicie dawałem wybierać drogę ogierowi i, o dziwo, dotarliśmy szybciej niż gdybyśmy szli tą samą drogą, którą dotarliśmy do polany. Najwyraźniej mimo rany rudy wciąż dobrze pamięta jak poruszać się w lesie. 
Ku mojej uldze w obozie zastaliśmy czekające Asię, panią Romę oraz panią weterynarz. Rozpętał się mały chaos. Nawet nie chce mi się opisywać co konkretniej się działo. Ogier nie dawał do siebie nikomu podejść, omal nie uciekł no i tak dalej. Ostatecznie jakimś cudem wyprowadziłem go  z lasu i pieszo dotarliśmy aż do Akademii gdzie puściłem go na maneż. Za cholerę nie dał wprowadzić się do boksu. Tak czy owak i tak musieliśmy go potraktować środkiem uspakajającym. Z hm przyprawionym kawałkiem jabłka podszedłem go ogiera i zachęcająco wyciągnąłem dłoń. Po chwili zastanowienia ogier w końcu zjadł owoc, żachnął się i puścił żwawym galopem po maneżu. Nagle ograniczona przestrzeń zdecydowanie wpłynęła na jego żywotność. Z upływem czasy stawał się jednak coraz bardziej otumaniony. Po jakichś pięciu minutach stanął w kącie maneżu rzucając niezbyt przytomne spojrzenia. Dzięki temu pani weterynarz mogła w spokoju się nim zająć. Kiedy zajmowała się jego raną, ja stanąłem obok konia i delikatnie gładziłem jego bok, szepcąc coś do uszu. Kasztan wydawał się słuchać moich słów, chociaż pewnie po prostu mi się wydawało..
Wieczorem wreszcie wszystko było załatwione. Ogier z porządnie opatrzoną raną został ulokowany na małym pastwisku oddzielonym od reszty. Miał tam przygotowaną świeżą wodę, siano oraz mieszankę odżywczą. Sam dorzuciłem mu kilka smakołyków do smaku. Z chęcią siedziałbym z nim do rana, jednak koło północy pani Roma kazała mi wrócić do swojego pokoju, bym nie zamarzł. Miło z jej strony.
Dopiero leżąc w łóżku ochłonąłem i na spokojnie przemyślałem dzisiejszy dzień. Oto nadarzyła się okazja na posiadanie własnego konia. Kasztan zaufał mi i, myślę, że ciężką pracą moglibyśmy zostać świetnymi partnerami. Obserwując go na maneżu i później na pastwisku było widać, że ma w sobie wiele werwy. Chody, choć przystosowane do trudnego podłoża miały w sobie wiele elegancji i dostojności. Sam wierzchowiec prezentował się nad wyraz dobrze. Przy odpowiednim treningu i w dobrych rękach mógł sprawdzić się w niemal wszystkich dyscyplinach. Gdyby tylko móc go dosiąść...
Obudziłem się wraz z słońcem. Dziedziniec Akademii zalany był pierwszymi, łagodnymi promieniami, gdy stanąłem przy ogrodzeniu małej łączki. Kasztanek już dawno nie spał. Z uwagą chodził po zagrodzie badając nowe miejsce. Przywitał mnie cichym rżeniem i, troszkę nieśmiało, podszedł do bramy przy której stałem. Zachęciłem go do zbliżenia się kusząc przy okazji świeżo zerwanym jabłkiem. Po chwili wahania z radością schrupał czerwoniutki owoc przyglądając mi się mądrymi oczami. Powoli zbliżyłem rękę do jego czoła i delikatnie pogładziłem go po szerokiej łysinie. Przyjął pieszczotę, ba! domagał się nawet więcej. Cóż za uczuciowy zwierzak. Już go pokochałem. Czeka nas wiele pracy, ale najpierw - zaufanie.
Dobrych kilka godzin później zauważyłem przechadzających się Asię oraz Remika. Rozmawiali z posępnymi minami unikając swojego wzroku. Hm nieciekawie. Oby im wyszło, bo, cholera, szkoda żeby się pokłócili. Przyznam, iż byłoby mi przykro z tego powodu. Taka ładna z nich para. Mam nadzieję, że się pogodzą. Ciekaw jestem o czym tak sobie mamroczą...

<Asiu oddaję pałeczkę. O czym mamroczemy?>

wtorek, 23 września 2014

Od Asi CD. Dawida

Naprawdę mnie poniosło. Zdecydowanie za bardzo dałam się ponieść emocjom. Usiadłam we wlocie namiotu, obserwując, jak Dawid wsiada na konia i rusza w las. Zaraz po nim to samo zrobiła Pola. Kiedy oboje zniknęli z mojego pola widzenia, przyciągnęłam nogi do brody i oplotłam je rękami. Jeśli Kalandorowi coś się stało, to nie mam tu czego szukać. Najwyżej wrócę do zwykłego internatu, większej różnicy mi to nie zrobi, bez niego wszystko mi obojętne. Odwróciłam wzrok dopiero, gdy usłyszałam, jak Remek się zbliża. Bez zastanowienia ukryłam się wewnątrz namiotu, zasuwając za sobą wejście. Nie byłam zła, w sumie nie miałam o co. Jak mógłby zatrzymać dwa konie, silniejsze od niego o jakieś dwadzieścia razy. Chodziło bardziej o to, że nie miałam szczególnej ochoty na rozmowę, ani na tłumaczenie, dlaczego ryczę. To chyba oczywiste. Mój koń był gdzieś w środku lasu, nie wiadomo, czy w ogóle żył, więc jak mogłabym zachować spokój. Chociaż w sumie nie wiedzieć czemu odniosłam wrażenie, że nie tylko o to chodziło. Szkoda tylko, że inny powód był tak nieoczywisty, że nie mogłam go sobie uświadomić. A może po prostu było mi wstyd? Zaklęłam pod nosem, wyciągając telefon z plecaka. Bateria padła, świetnie. Opadłam na plecy, całkowicie zapominając, że nie mam poduszki. Beznadziejnie tak siedzieć, patrzeć w sufit i nic nie robić. A tak właściwie nie móc nic zrobić.
Z rozmyślań zostałam wyrwana dopiero po kilku minutach. O dziwo nie przez głosy innych, a rżenie. Początkowo ciche, jakby z daleka, jednak za chwilę o wiele głośniejsze, znacznie bliżej. Zmarszczyłam brwi, odsuwając zamek w namiocie. Zerwałam się biegiem, jeszcze zanim dotarło do mnie do końca to, co widzę. Niewiele myśląc ze sporym impetem wpadłam z Kalandora, oplatając jego szyję rękoma.
- Skończony z ciebie idiota - mamrotałam, powstrzymując się od płaczu.
- O proszę, więc idiota to dla ciebie pieszczotliwe określenie? - usłyszałam gdzieś z boku głos Remka. Nagle cała miła chwila gdzieś wyparowała. Odwróciłam się nieznacznie w stronę chłopaka, mierząc go spojrzeniem z ukosa. - Dawid napisał, że znalazł rannego konia i potrzebuje pomocy.
Świetnie. Cudownie. Idealnie. Szczerze powiedziawszy, tylko czekałam, kiedy wreszcie wrócimy do akademii. Najwyraźniej jednak pech wyjątkowo mocno się mnie trzymał. Przewróciłam oczami i bez słowa zaczęłam siodłać gniadosza. O dziwo skończyłam szybciej od Remka, a nie mając szczególnej ochoty na niego czekać, ruszyłam, zanim zdążył założyć Lune ogłowie.
Nie wiedziałam w sumie, gdzie jechać, dopóki nie usłyszałam rżenia. Kalandor automatycznie skręcił w tamtą stronę, a dalej nie musiałam już kierować. Kilkanaście metrów dalej stał Nero, a Dawid kucał tuż obok niego. O dziwo Remik dotarł już na miejsce. Z tego wszystkiego wyszło tyle, że jechaliśmy osobno. W sumie, szczególnie mi to nie przeszkadzało. Miałam serdecznie dość jakiegokolwiek towarzystwa.
- To co z nim zrobimy? - zapytałam w końcu, przerywając niemrawą ciszę, która zapadła, kiedy tylko przyjechałam. Obaj koledzy spiorunowali mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się sztucznie, zawracając z powrotem do Kalandora. - To może ja wrócę do obozu.
Wsadziłam nogę w strzemię i już miałam usiąść w siodle, gdy któryś z nich w końcu się odezwał.

<No, który? D: Przepraszam za tą porażkę :')>

poniedziałek, 22 września 2014

Od Dawida C.D Asi

Szczerze zszokowany zachowaniem Aśki zebrałem się z ziemi i znacząco popatrzyłem na Remika. Chłopak z niedowierzaniem spoglądał za dziewczyną kuląc się w sobie. W jego oczach żarzyła się złość zmieszana ze smutkiem. Uśmiechnąłem się krzywo i klepnąłem go pocieszająco po plecach. Sam jakoś nieszczególnie przejąłem się tym małym show, choć trochę (a nawet bardzo) ją poniosło. Nie spodziewałbym się naprawdę. Rzucając kilka miłych słów do Remiego podszedłem do słupka gdzie uwiązane były konie. Nie widziałem sensu budzenia Poli, poradzę sobie sam. Saga oraz Kalandor mieli na sobie kantary i uwiązy nie będę miał trudności z ich złapaniem.
Zerkając na przygnębionego Remka osiodłałem Nera i przytroczyłem do siodła długą linę. Gniadosz wysoko unosił łeb rozglądając się czujnie wokół. Wyczuwał Lune oraz ogiera. Na pewno są jeszcze gdzieś blisko. Raczej nie uciekły zbyt daleko... prawda? Oby.
Szybko odwiązałem Nera od beli i wskoczyłem na jego grzbiet. Nawet nie czekając na komendę koń wykręcił za zadzie i wypruł galopem z obozowiska kierując się śladami Sagi i Kaliego. Pochyliłem się w siodle dając ogierowi pełną swobodę - Nero dobrze wiedział czego ma szukać. Kołysząc się w rytm jego ruchów myślami powróciłem do tego co się wydarzyło. Nie miałem za złe Asi, że mnie uderzyła ( co prawda dosyć boleśnie) martwiło mnie jednak czemu Remik tak się zasmucił. Normalnie potraktowałby to lekko, podszedł i zagadał, przeprosił a tak to.. Hm. Jak zawsze mam racje - to nie tylko przyjaźń. No szkoda by bardzo. Taka słodka z nich parka. Aż miło popatrzeć naprawdę. Nie rozumiem wciąż czemu się nie umówią na prawdziwą randkę. No rany każdy to widzi, tylko nie oni. Kurczę trzeba ich wreszcie zeswatać. No really. Hm może Pola mi pomoże?
I byłbym pewnie tak myślał jeszcze trochę, gdyby nie to że Nero nagle stanął jak wryty bacznie strzygąc uszami na boki. Usiadłem ciężko w siodle rozglądając się wokół. Byliśmy na jakieś polance obrośniętej zeschłą trawą i roślinnością. Wiał tu chłodny wiatr, dziwne bo wcześniej go nie było. Panowała tu nieprzyjemna atmosfera. Nagle Nero stracił całą werwę - ledwo przebiera tymi nogami równie zniechęcony tym miejscem co ja. Co, do cholery, przywiało tu Sagę i Kalandora? Wyraźnie było widać ich ślady, bardzo im się musiało śpieszyło. Powoli przecięliśmy to ponure miejsce przechodząc na mniejszą łąkę równie niemiłą co ta duża.
Nie zastaliśmy zbyt przyjemnego widoku. Osiodłani Lune i Kali pochylili łby nad ... czymś ukrytym w zaroślach. Niektóre krzewy były pokryte wyschłą krwią. Nie wróżyło to zbyt dobrze.
Zeskoczyłem z Nera i powoli podszedłem do koni. Srokata spojrzała na mnie uważnie, ale pozwoliła mi podejść. Jak się okazało w trawie leżał rosły kasztan. Ogier zwalony na bok oddychał z trudem, zaschnięta posoka obejmowała cały jego brzuch. Wolno i spokojnie przyklęknąłem obok niego dokładnie przyglądając się ranie. Kasztanek spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem proszącym o pomoc. Pogładziłem delikatnie jego szyję i szybko napisałem sms do Remika. Dzięki Technologii, mogłem mu wysłać swoje położenie i chłopak za pomocą GPS-a będzie mógł szybko mnie znaleźć. Na chwilę wstałem od ogiera i, w sumie, na nic nie licząc kazałem Sadze i Kalandarowi wracać do właścicieli. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu konie po chwili zebrały się i wartkim cwałem ruszyły skąd przyszły. Co do cholery..?

<Pola? Asia? xD>

niedziela, 21 września 2014

Od Asi CD. Remka

Uniosłam brew, spoglądając na niego z ukosa. Nawet nie próbowałam zdusić w sobie śmiechu.
- O tych legendach słyszałam, ale szczerze, jakoś mnie nie za bardzo interesują. Skoro są dzikie, to jak na mój gust, lepiej, żeby tak zostało - wzruszyłam ramionami, przenosząc wzrok z powrotem na wałacha.
- Nie są takie do końca dzikie - mruknął pod nosem. - Powiedziałbym bardziej zdziczałe. Dzikie konie nie dałyby podejść tak blisko, jak one.
Legendarne konie. Też mi zachcianka. Pogłaskałam Kalandora po pysku. On mi w zupełności wystarczał. Nawet, gdybym miała możliwość "zdobycia", któregoś nich, zapewne bym sobie odpuściła. Gniady wspaniale spełniał moje wymagania.
- Zamierzasz nie przespać kolejnej nocy, żeby łazić po lesie za jakimiś legendarnymi końmi? - zapytałam, a w tonie mojego głosu dało się wyczuć nutkę niedowierzania, pomieszaną z sarkazmem. O dziwo w odpowiedzi uzyskałam lekkie kiwnięcie głową oraz wzruszenie ramionami. - Jesteście w cholerę dziwni.
Chłopak dźgnął mnie jedynie łokciem, jednak śpiwór zamortyzował uderzenie. Uśmiechnęłam się lekko i zeskoczyłam z ogrodzenia.
- Wybierasz się na spacer? - spytał, na co ja pokręciłam głową.
- Do namiotu mam daleką drogę, jednak spacerem bym tego nie nazwała - westchnęłam, ruszając w stronę obozowiska. Wyciągnęłam z plecaka termos i przelałam nieco letniej już herbaty do zakrętki. Usiadłam na ziemi, leniwie siorbiąc napój. Co z tego, ze już prawie zimny, ważne, że nadal idealnie smakował. Sięgnęłam po kanapkę. Niewielkie śniadanie, ale lepsze to niż nic. Rozejrzałam się po leśnym krajobrazie. Słońce delikatnie prześwitywało między bujnymi, złoto-pomarańczowymi topolami. Wyższe dęby poruszały się spokojnie na wietrze, a z kolei najniższe brzózki wydawały się nawet niewzruszone wietrznym porankiem. Mgła nadal unosiła się gdzieniegdzie, a krople rosy wyraźnie odznaczały się na gęstej trawie. Uniosłam mimowolnie kąciki ust, widząc, pomiędzy wysokimi chaszczami pasące się jelenie. Pejzaż był doprawdy uroczy.
- Aśka! - usłyszałam gdzieś z boku głos Remka, przeplatany przez rżenie koni. - Konie uciekły!
Automatycznie zerwałam się na równe nogi, ruszając niezgrabnie w stronę rzeki. Kalandor i Lune zniknęli. Zszokowana spojrzałam na Remka. Rozwichrzone włosy ładnie komponowały z niewyspaną twarzą. Ale co mnie fryzura obchodzi!
- Gdzie one są? - zapytałam, tłumiąc w sobie krzyk.
- No mówię, że uciekły! - szkoda tylko, że szatyn postanowił się drzeć.
- Przecież cały czas tu stałeś - warknęłam równie spokojnie, jak poprzednie zdanie.
- Jak twoim zdaniem miałem zatrzymać dwa dębujące konie z odpiętymi podgardlami? Po prostu się wyślizgnęły i dup! Dzida w las!
- Co się dzieje? - dobiegł mnie zza pleców zaspany męski głos. Zamknęłam oczy, starając się stabilizować nerwy. - O, już widzę - zaśmiał się, a ja odwróciłam się nagle w jego stronę.
- Cudowny powód do śmiechu! - Klasnęłam w dłonie, widząc, jak szczerzy zęby.
- Chcesz się na czymś wyżyć? Jakaś nerwowa jesteś.
Nie musiał dwa razy powtarzać. Zanim zdążył cokolwiek dodać, moja pięść zdecydowanym ruchem wylądowała na jego brzuchu. Heh, dopiero wstał, zero obrony mięśniowej i od razu padł.
- Nie chodziło mi o mnie - wysyczał, kiedy cofnęłam się o kilka kroków.
- Lepiej się zbieraj z ziemi i jedźcie z Polą szukać koni, którym z kolei ten idiota dał uciec! - Wskazałam ręką na Remika, powstrzymując się w sobie, aby dodatkowo nie kopnąć i tak leżącego już chłopaka. Dwa metry pobite przez niecałe sto osiemdziesiąt.
- Idiota? - zapytał kolega, sprowadzając mnie tym samym do porządku. Wzięłam głęboki wdech. Znów dałam ponieść się emocjom.
- Ja jestem kumplem, ty możesz być idiotą, co za różnica - pokręciłam głową ze zrezygnowaniem i odeszłam z powrotem do namiotu.

<Remek? Pola? Dawid? XD>

sobota, 20 września 2014

Od Remka C.D Aśki

- Spało? - powtórzyłem rozbawiony. Dosyć psychopatycznie, ale rozbawiony - Chciałbym usnąć tej nocy - rzuciłem miękko przysiadając na pobliskim pieńku.
- Coś się stało? - Asia zmierzyła mnie badawczym wzrokiem podchodząc trochę bliżej.
- Jak poszłyście spać razem z Dawidem wybraliśmy się na małą wycieczkę - wzruszyłem ramionami - Pieszą, bo nie chcieliśmy męczyć koni. Wróciliśmy jakieś półgodziny temu. Kiciak od razu padł i jak zgaduje będzie odsypiał. Ja nie mogę usnąć, więc sobie chodzę po obozowisku.
Dziewczyna popatrzyła na mnie jak na wariata. Wygięła usta i pokręciła karcąco głową.
- Po co szliście w nocy do lasu? - spytała.
Zawahałem się trochę nieprzytomnie zerkając na Asię. Nie widziałem czy jest sens jej mówić, bo przecież to tylko plotki...
- No? - pogoniła mnie z niecierpliwością w głosie.
Westchnąłem i rozsiadłem się wygodniej na pieńku.
- Oj bo - zacząłem od niechcenia - wiesz, że wokół Akademii krążą różne legendy, nie? Mianowicie o trzech dzikich koniach. Srebrzance, Granbinie i Nikke. No więc podobno Srebrzanka i Nikke kręcą się po lesie i razem z Dawidem chcemy je oswoić - wzruszyłem ramionami - To tyle. Już nawet je widzieliśmy, gdy jakiś cholerny lis musiał je spłoszyć. No trudno się mówi. Dziś również mamy zamiar się wybrać na zwiady.

<Aśka?>

czwartek, 18 września 2014

Od Asi C.D Remka

Nie mógł zapytać Poli? No halo, przecież jestem obrażona, nie wypada się odzywać. Samego Remka mogłabym zignorować, ale kiedy czuje się na sobie więcej niż jedno, wyczekujące spojrzenie, niestety nie da się usiedzieć cicho.
- Przy leśniczówce jest mała polanka z miejscem na palenisko, idealna - wzruszyłam ramionami, dzięki czemu wszyscy odwrócili wzrok. Lune nadal szła obok Kalandora. Niestety. Nie lubił innych koni obok siebie. Szczerze powiedziawszy, nie zdziwiłam się, gdy wyskoczył z zębami w kierunku klaczy.
- Nie ostrzegałam? - zapytałam niewinnie, a na mojej twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Chłopak przewrócił oczami i zatrzymał się, ponownie zostając nieco w tyle. Westchnęłam cicho, kołysząc się delikatnie w siodle. Kulbaka westernowa, jak ja za nią tęskniłam. Byłam jedyną osobą z czterech, która jeździła westem, ale nie czułam się z tym źle. Byłam bardziej... Dumna. W końcu, chyba jako jedyna z nich ogarniałam sterowanie koniem na takim, a nie innym wędzidle oraz na tym konkretnym ogłowiu.
Jesień bywa zarówno szara, jak i złota. W promieniach zachodzącego słońca las zdecydowanie zakrawał o drugi wariant. Przywiązaliśmy konie do drewnianej barierki tuż obok strumienia, po czym wraz z Polą zajęłyśmy się namiotami, a chłopcy postanowili rozpalić ognisko. Chwila, czy rozstawianie namiotów nie było przypadkiem tą cięższą robotą? Przecież to oni powinni to robić. Chociaż w sumie, skoro jestem kumplem, to mogę być również siłą roboczą. Czemu aż tak bardzo mi na tym zależało? Powiedział, co powiedział i tyle, po co to tak roztrząsam? Nie czułam się z tym najlepiej, prawda, ale strzelając niepotrzebne fochy, nie poprawię sobie opinii.
Pomimo tego, że nasza praca była zgoła bardziej pracochłonna, skończyłyśmy zanim oni uporali się z ogniem. Wraz z Polą usiadłyśmy na pieńku obok paleniska, czekając, aż w końcu wykonają swoje zadanie.
- Może pomożecie? - zapytał Dawid, a my jak na komendę pokręciłyśmy głowami.
- My już swoją działkę zrobiliśmy, sami sobie radźcie - odparłam i zwróciłam wzrok na zamglony horyzont.
- Też mi praca - prychnął, wzruszając ramionami. - Rozłożenie namiotu z instrukcją pod ręką to żaden problem, a to dzięki nam będzie ciepło, miło i przytulnie.
- A dzięki nam masz gdzie spać w nocy, więc się ciesz, że poradziłyśmy sobie również z waszym namiotem.
- Zaraz, naszym? - zdziwił się Remik, patrząc na kolegę. - Przecież miałeś wziąć cztery namioty.
- Stwierdziłem, że to za duże obciążenie, a mi spanie obok kogoś w osobnym śpiworze i na osobnej karimacie nie robi większej różnicy - westchnął w odpowiedzi, a my z Polą spojrzałyśmy po sobie.
- Nie namawiamy cię do zmiany orientacji, to tylko nocleg w środku lasu w jednym namiocie z kolegą, chyba nie będziesz o to robił problemu - uniosłam brwi, zerkając na niego z ukosa. Chłopak wypuścił ciężko powietrze i zabrał się z powrotem za rozkładanie drewna.
Po kilkunastu minutach w końcu uporali się z paleniskiem, a wokół niemal natychmiast rozeszło się przyjemne ciepło. Uśmiechnęłam się pod nosem, zapinając polar pod szyję. Wyciągnęłam z plecaka jedną z kanapek i zabrałam się za konsumpcję, pod uważnym okiem pozostałych.
- No co? - zapytałam, przełknąwszy pierwszy gryz. - Chyba mam prawo być głodna - żachnełam się, rozglądając się wokół. Od razu zaczęli potakiwać jedno przez drugie, z czego wyszło jedno, wielkie, niekształtne "Tak, jasne". Przewróciłam oczami i wstałam z miejsca. Wrzuciłam plecak do namiotu, po czym skierowałam się do Kalandora. Zgięta tylna noga sugerowała, że śpi, ale znałam go za dobrze, żeby się na to nabrać. Niemal od razu odwrócił głowę w moją stronę i zarżał cicho. Usiadłam na górnej żerdzi ogrodzenia i pogłaskałam go czole. Pozostali mądrze wybrali, przywiązując swoje wierzchowce nieco dalej. Znając życie, rano widok ran nie byłby zbyt ciekawy. Kąciki ust lekko uniosły się do góry na wspomnienia z dawnej stajni. Zawsze był najniżej w hierarchii stada, chociaż nie był uległy. Wręcz przeciwnie, odpychał inne konie od siebie, był swego rodzaju agresorem. Zawsze pasł się sam, pozwalając zbliżać się do siebie na maksymalnie trzy metry. Wyjątkiem były jedynie dwie klacze, które stały w boksach obok niego. Teraz, w nowym otoczeniu jemu wróciły stare nawyki, a moje gdzieś zniknęły. Szkoda, izolacja od reszty czasem się przydawała. Zeskoczyłam na ziemię, poklepałam Kalandora po łopatce i odeszłam w stronę pozostałych.
- Idę spać, dobranoc - powiedziałam bez zbędnych ceregieli. W namiocie szybko zmieniłam bryczesy na dresy, koszulkę przykryłam bluzą i wsunęłam się do śpiwora, zarzucając kaptur na głowę.

Obudziłam się, kiedy tylko pierwsze promienie padły na namiot. Rozpięłam zamek w śpiworze i zarzucając go na ramiona, wyszłam na zewnątrz. Zajęłam swoje miejsce na ogrodzeniu przy Kalandorze i obserwowałam w spokoju, jak skubie trawę.
- Dzień dobry - doszedł mnie zmęczony głos od strony namiotu. Podniosłam wzrok, od razu zauważając Remka idącego w moją stronę przeczesując włosy palcami.
- Hejka - mruknęłam, ponownie kierując całą uwagę na wałacha. - Jak się spało? - zapytałam, zdobywając się na lekki uśmiech.

<Remek? Się rozpisałam XD>

środa, 17 września 2014

Od Remka C.D Asi

Czułem na karku żrący wzrok Aśki. Dobrze wiedziałem, że była cholernie niezadowolona z nazwania jej kumplem. No cóż jak znajdę chwilę to się wytłumaczę. Hehe inaczej nie będę miał życia. Oj nie.
Jak się okazało cały potrzebny nam sprzęt był w składziku na końcu korytarza obok wejścia na stołówkę. Z pomocą woźnego zabraliśmy cztery pary śpiworów, karimaty oraz dwa namioty. Prócz tego zgarnęliśmy także krzesiwo by móc rozpalić ognisko plus kompas i kilka naczyń żeby mieć jak ugotować zabrany prowiant. Wszystkie te rzeczy odłożyliśmy przy stajni po czym każde poszło do swojego pokoju spakować się. Osobiście wziąłem tylko kurtkę przeciwdeszczową, sweter oraz jakieś tam jeszcze ciuchy w razie czego. Po za tym trochę leków i bandaży; kto wie co może się stać? Całość spakowałem elegancko do plecaka - wiecie takiego typowego do rajdów i tym podobnych. Wychodząc z pokoju dostałem jeszcze sms'a od Dawida. Napisał, że wziął jeszcze bukłaki, bo butelki zwykłe mogą się rozwalić. Racja, przyznałem w duchu. Odpisałem mu krótkim "Spk. Dobra myśl" i raźno ruszyłem do stajni. Lune była wypoczęta i zwarta do pracy. Czyszcząc konie gadaliśmy o trasie rajdu oraz ustaliliśmy czy wszystko wzięte. Akademia użyczyła nam kulbaki. Sam, na szczęście, miałem czaprak rajdowy, więc nie musiałem zawracać sobie tym głowy. Siodłając Sagę zostawiłem na niej kantar z uwiązem, który zaczepiłem o napierśnik. Dzięki temu w każdej chwili mogłem przywiązać klacz nie musząc szarpać się z plecakiem czy uchwytami. Jeżeli zrobi się to dostatecznie zręcznie nie ma szans, żeby postronek odczepił się i rozwinął. Dobrze wyuczony tej sztuki robiłem to w dosłowną chwilę i po przytroczeniu całego sprzętu do kulbaki ogłosiłem swą gotowość do drogi. Reszta po chwili także była już gotowa i, bez przeszkód, mogliśmy zacząć nasz rajd. Ruszyliśmy zastępem, Dawid ustawił się na prowadzącego. Siedząc na rosłym Nerze wyglądali zaiste dostojnie. Moja mała Saga szła tuż na samym końcu, mieliśmy pilnować tyłów.
Była chyba już 16. jakoś. Słońce powolutku zniżało się do widnokręgu kładąc długie cienie. Ścieżka, którą obraliśmy kryła się w złotawym półmroku. Pod kopytami koni strzaskały lekko gałązki i zaschłe już liście. Wciąż jednak drzewa pyszniły się swymi barwnymi koronami, szeleszcząc na wietrze. W lesie panowała spokojna cisza, powietrze było przesycona typowo jesiennymi zapachami. Wzdłuż dróżki rosły bujne krzewy niektóre obrośnięte dojrzałymi jagodami. W głębokim zdumieniu obserwowałem otaczający nas las. Jak okiem sięgnąć wszędzie były dostojne drzewa i roślinność. Nie szło dojrzeć się granicy boru. Gdzieś w oddali zaświergotał ptak. W odpowiedzi gwizdnąłem w odpowiedniej intonacji naśladując jego świergot. Po chwili dołączył się Dawid. Wspólnie zaczęliśmy wygwizdywać znane nam piosenki stwarzając przesympatyczną i uroczą atmosferę. Ścigając się na dokładność po chwili z współpracy przeszliśmy w utarczkę. Ani jeden z nas nie wydał chociażby najmniejszej fałszywej nuty. Licytowalibyśmy się w nieskończoność, gdyby nie nagle zapadający zmrok.
Ile to już czasu minęło? Wyprostowałem się siodle i spojrzałem w plecy Asi. Razem z Polą obmyśliły plan rajdu, musząc więc powiedzieć Dawidowi gdzie rozbijemy obozowisko. Przykłusowałem nieco do Kalandora; na tyle by Asia mogła mnie usłyszeć.
- Hej Jo - zagadnąłem - Ustaliłyście z Polą jakieś miejsce na obóz? - spytałem, wyglądając na Kiciaka. Chłopak odwrócił głowę w naszą stronę uważnie nasłuchując.

<Asiu? Polu?>

poniedziałek, 15 września 2014

Od Asi C.D Remika

Poli, której zawsze wszędzie pełno, jak na złość nigdzie nie mogłam znaleźć. Więc dopiero, kiedy po dziesięciu minutach trafiłam na nią w nieszczęsnej bibliotece i wypytałam, czy wyraża chęci wyjazdu, mogłam napisać do Remika, który z kolei odpowiedział niemal natychmiast.
- "Wymyślcie jakąś trasę, my załatwimy sprzęt" - zacytowałam, po czym spojrzałam na dziewczynę. - Jakieś propozycje?
- Rzut kamieniem od leśniczówki jest mała łąka, możemy się tam rozbić - powiedziała, a ja pokiwałam głową w zamyśleniu. Gestem pokazałam, aby poszła za mną do holu głównego. Obie popatrzyłyśmy na mapę terenów. Palcem wodziłam po wszystkich leśnych ścieżkach zatrzymując się co jakiś czas na ciekawszych lokacjach.
- Może jezioro? - zaproponowała Pola, a ja zmarszczyłam czoło.
- W sumie... Czemu nie? - byle, żebym wyszła z tego zdrowa, dodałam w myślach, obawiając się tak naprawdę ponownego pojawienia się w tamtych okolicach, a już szczególnie w towarzystwie Remika. A może bardziej powinnam bać się jego kolegi? Koleś z trzeciej klasy, pomimo tego, że go nie znałam, samym imieniem mnie przerażał. Dawid. Matko, straszne. Jak z Biblii.
- Aśka! - Pola pstryknęła mi przed oczami. Spojrzałam na nią szybko, unosząc pytająco brwi. - O której jedziemy?
- Myślę, że do szesnastej powinniśmy się zebrać - uśmiechnęłam się lekko. - Chociaż nie wiem, jak tam ze sprzętem. Może skoro mamy już trasę, to pójdziemy im pomóc?
Dziewczyna przytaknęła, więc natychmiast skierowałyśmy się w stronę stajni. Czupryna Remka rzuciła mi się w oczy już przy drzwiach głównych. Kąciki ust podniosły się, po czym opadły z powrotem, kiedy zza rogu wyłonił się drugi chłopak. Jezus Maria. Wyglądał na dwa metry. Z moim marnym metr siedemdziesiąt siedem wyglądałam przy nim jak jakiś krasnal. Z takiej wysokości ogarniał pół stajni na raz, nic dziwnego więc, że zauważył nas pierwszy. Niższy i, jak na mój gust, przystojniejszy kolega z naszej obecności zdał sobie sprawę dopiero, kiedy wielkolud wskazał na nas brodą. Zaraz. Czy ja pomyślałam, że Remik jest przystojny? Chyba jeszcze nie wyzdrowiałam do końca.
- To jak, ustalone, gdzie jedziemy? - zapytał, a ja kiwnęłam głową w odpowiedzi. Rany, naprawdę jest przystojny. I ma dołeczki.
- Masz tu wszystko mniej więcej ogarnięte - powiedziałam, podając mu kartkę.
- To jak, Remi, może poznasz mnie z koleżankami?
Perspektywa poznania olbrzyma mnie nieco przeraziła, choć wydawał się całkiem miły. Chyba miałam uraz do wysokich.
- Pewnie. To Pola - wskazał rękoma na blondynkę. Dawid podszedł do niej i podał jej dłoń, kiedy Remek przeniósł wzrok na mnie. - A to Asia.
Do mózgu dotarła nieprzyjemna informacja pod tytułem "dwa metry podchodzą bliżej". Odchyliłam głowę do tyłu, żeby móc choć w niewielkiej części zobaczyć jego twarz.
- Ach, więc to ty jesteś kumplem Remka - wyszczerzył się przyjaźnie. Więc jednak niegroźny. Ale zaraz... Nazwał mnie kumplem? Spiorunowałam kolegę wzrokiem.
- To może pójdziemy spytać o te śpiwory, namioty i inne duperele? - zapytał szybko Remek, wychodząc na zewnątrz. Niepocieszona ruszyłam za nim w towarzystwie Dawida i Poli. Zyskałam miano kumpla. I do tego w rodzaju męskim. Wspaniale.

<Remek? Pola? XDD>

Od Remka C.D Asi

Zastanowiłem się chwile kartując w myślach moją listę znajomych.
- Możemy wziąć Polę - rzuciłem w końcu - Oraz Dawida.
- Dawida? - Asia uniosła zdziwiona brwi.
- Mój kumpel - wzruszyłem ramionami - Jest już na trzecim roku. Nada się. Myślę, że się polubicie. Niema póki co swojego konia, ale ma pełny dostęp do Nera. Świetnie ze sobą współgrają.
- Nie wspominałeś mi o nim - prychnęła z wyrzutem.
- No cóż nie pytasz o moich przyjaciół - uśmiechnąłem się - A przecież całego swojego czasu nie spędzam tylko z tobą, prawda?
Dziewczyna burknęła coś i założyła ręce ostentacyjnie odwracając wzrok. Przewróciłem oczami i sięgnąłem po telefon wystukując numer Dawida i śląc mu SMS-a. Asia zrobiła to samo tylko że zwracając się do Poli.
- To ustalone? - spytałem unosząc jedną brew.
- Ustalone - skinęła głową - Idę spotkać się z Polą - rzuciła na odchodne - Wiesz też mam innych przyjaciół. Po za tym powiem pani Romie w jakim składzie jedziemy.
Zaśmiałem się w duchu po czym sam ruszyłem do stajni gdzie swój boks miał Nero. Razem z Dawidem musieliśmy ustalić co trzeba wziąć i gdzie dokładnie się wybierzemy. Hmm przy okazji trzeba będzie skombinować namioty. I śpiwory w sumie też. A tak właściwie czy Akademia oferuje siodła rajdowe? Bo też by się przydały...
Kiciak, po tak też brzmiało popularne przezwisko Dawida, stał przy rosłym gniadoszu  usilnie próbując doprowadzić go do czystości. Wałach był pokryty warstewką kurzu i błota. Jak zgadywałem właśnie wrócili z dodatkowego treningu z panem Wyżykowskim. Sam niestety nie mogłem brać w nich udziału, bo dopiero trzecie roki mogły ubiegać się o zajęcia indywidualne lub w mniejszych grupach. Co za nie fair, ale Dawid w sumie obiecał mi postarać się o to bym także w nich uczestniczyć. Dobry z niego kumpel.
- Hej Kocie - zagadnąłem wesoło uderzając go w łopatkę. Chłopak ledwo odchylił się do przodu. Eh jak można być tak wysokim jak on? Ledwo mu do brwi sięgam.
- Remi - odparł z równym entuzjazmem omal mnie tym nie zabijając.
Uśmiechnąłem się krzywo i przejechałem ręka po sierści Nera. Cała była uwalona w kurzu.
- Widzę intensywny trening? - rzuciłem przekrzywiając głowę.
Wzruszył ramionami.
- Wyżyka wzięło na wyścigi to miał - zaśmiał się - Chociaż trasa rajdowa chyba nie jest najlepsza dla dwukołówek...
Puścił do mnie oczko i wrócił do czyszczenia Nera.
- Nie gadaj. Dwukókami na taki teren? Przecież to najbardziej szalona rzecz, ale i jakże zajebista jaką można zrobić! - parsknąłem.
- Wiem - uśmiechnął się półgębkiem - Ciebie też kiedyś na to wezmę zobaczysz.
- W to nie wątpię. Saga będzie mogła wreszcie się sprawdzić.
- Hehe nie będziesz miał już srokatego konia. Oj nie.
- Gniade też są spoko. Szczególnie z błękitnymi oczami to będzie bajka.
- Najpiękniejsza klacz w Akademii! - Dawid zatoczył dłonią półkrąg.
- Ba! Na całym świecie - podchwyciłem wypinając dumnie pierś - A powiedz, chłopie, jak tam u ciebie z tym koniem?
- Ano jakoś idzie. Rozglądam się za czymś, ale na nic ciekawego nie mogę trafić - nie wiadomo jak, ale chłopak skończył szczotkować Nera. Jego sierść znów nabrała blasku.
- Nie możesz po prostu odkupić od Wyżyka Nera? - spytałem, wiedząc jak bardzo Dawid kochał tego konia.
Kiciak wzruszył ramionami.
- No niby mógłbym, ale jakoś nie umiem. Nero ma już z piętnaście lat a Wyżyk ma go od źrebaka.
- No i? Przecież każdy widzi jak bardzo do siebie pasujecie. Sam Wyżyk stwierdził kiedyś, że z chęcią dałby ci Nera.
- No wiem, wiem - westchnął czyszcząc ostatnie kopyto konia - Ale mniejsza. Jak robimy z tym rajdem? Kto jedzie?
- Ja, ty, Asia i Pola - wymieniłem, wyciągając z kieszonki mały notatnik i ogryzek ołówka.
- Asia i Pola? - powtórzył unosząc brwi.
- Znajome - machnąłem ręką prowokując go tym samym do kolejnych pytań.
Uśmiechnął się chytrze odsłaniając kły.
- "Znajome" - szturchnął mnie lekko w bok - Tak to się teraz nazywa?
Przewróciłem oczami.
- Haha przezabawne - burknąłem - Naprawdę. Mógłbyś się bardziej postarać. Aśka jest bardziej kumplem niż dziewczyną, Poli w sumie bardzo nie znam. Ale Asia się z nią przyjaźni. Po za tym kogo innego byś chciał wziąć? Większość pierwszaków odpada a ze starszych nie znam zbyt wielu osób, które chciały by się z nami zabrać.
- Wstrzymaj konie, kolego - zaśmiał się - Mi taki układ pasuje. Jak najbardziej chciałoby się rzec. Pani Roma wie jak jedziemy?
Pokiwałem głową sięgając po telefon. Asia wysłała mi sms'a mówiącego, że Pola się z nami zabiera i już wszystko ustalone. Trzeba tylko ogarnąć sprzęt.
- Musimy skombinować namioty, śpiwory i te inne... Wiesz co potrzebujemy wziąć - stwierdziłem, obserwując jak Dawid wprowadza Nera do boksu.
- Ta, ta - zbył mnie - Załatwię co trzeba. Ty zaś wyproś kulbaki od nauczycieli, bo ich nie mamy.
- Masz to jak w banku.
- Tak właściwie to czym miały zająć się dziewczyny? Nie będziemy chyba organizować tego wszystkiego sami, nie?
- Zaraz wyślę wiadomość do Asi. Niech pomyślą którędy chcą jechać - zdecydowałem, pisząc już sms-a.

<Asia? Pola? ;P>

sobota, 13 września 2014

Od Joanny CD. Remka

Dwudniowy rajd wydawał się niezwykle kuszącą propozycją, nie powiem. Jedyne, co budziło moje obawy, to nocowanie w środku lasu niedaleko Remika. To znaczy, no, nie bałam się samego chłopaka, do jego obecności już się przyzwyczaiłam. Po prostu czasami mnie peszył, więc czułam, że za długo nie pośpię.
- Czemu nie? - stwierdziłam, podnosząc w końcu głowę znad telefonu. Miło było zobaczyć uśmiech na jego twarzy. - Chodź do pani Romy - dodałam, zeskakując z ogrodzenia i kierując się w stronę gabinetu.
- Na pewno się zgodzi - powiedział bardziej do siebie niż do mnie.
- Na pewno - potwierdziłam, nie mając pojęcia, co mogłam na to odpowiedzieć. Jedyna poza tym zdaniem opcja, to przemilczenie, a tego wolała unikać. Nie musieliśmy na szczęście szukać długo, pani Roma sama nas znalazła. Zaczepiliśmy ją na środku podwórza przed stajnią.
- Sami, na dwa dni, na rajd? - zapytała unosząc brew.
- Nie, nie sami jeszcze Pola...
- Antek...
- Isabella...
- Alek...
- Natalia - wymienialiśmy jedno przez drugie wszystkich naszych znajomych.
- Wystarczy cztery osoby i macie pozwolenie. - Jak dobrze, że nam przerwała. Powoli kończyli się ludzie. Uśmiechnęliśmy się najpierw do niej, potem do siebie. Podziękowaliśmy i odeszliśmy w stronę głównego budynku.
- Więc? Kogo bierzemy? - zapytałam, kiedy znaleźliśmy się już na schodach. - Osobiście jestem za Polą albo Isabellą.
- Bierzemy tylko dwie osoby, a nie wiem, czy chcę utknąć w lesie, na noc, z samymi dziewczynami, do tego wybranymi przez ciebie - zaśmiał się, na co szturchnęłam go łokciem.
- To podaj swoje typy - mruknęłam, wzruszając ramionami.

<Remek? c:>

czwartek, 11 września 2014

Od Remka C.D Asi

Zaśmiałem się głośno widząc ociekającą wodą Asię. Chcąc, nie chcąc prześlizgnąłem wzrokiem po jej sylwetce, by szybko wbić spojrzenie w jej twarz. Szatynka otrząsnęła się niczym kot i, z premedytacją, strząsnęła na mnie wodę ze swoich włosów. Wzruszyłem ramionami.
- I tak już jestem mokry - zauważyłem wesoło.
Dziewczyna prychnęła i przewróciła oczami. Odwróciła się do mnie plecami rzucając wiele mówiące spojrzenie przez ramię. 
 Zerknąłem jeszcze na Asię po czym sam zająłem się Lune. Klacz z reguły była czysta, rzadko sprowadzałem ją brudną. Dziś jednak...
Saguś musiało naprawdę swędzieć. Cały grzbiet miała w trocinach, nie wspominając o grzywie i ogonie. Gdzieniegdzie były plamy ziemi i piachu. Nigdy chyba jeszcze nie widziałem jej w takim stanie. Nie wyglądała by przejmowała się tym jak się prezentuje. Ze spokojem rozglądała się po dziedzińcu podskubując usychająca już trawę. Mrucząc do siebie niezrozumiałe słowa poszedłem do siodlarni po szczotki, szampon i kilka innych pierdół. Idąc z całym sprzętem zastanawiałem się czy nie wyciągnąć Asi na przejażdżkę. Tylko nie taką na godzinę. Na prawdziwy rajd! Jutro, w poniedziałek lekcje są odwołane ze względu na wyjazd niektórych nauczycieli na jakieś tam pokazy czy coś. W każdym razie jest wolne. Można by się spytać pani Romy czy możemy się wybrać. Poniekąd nie będziemy wyjeżdżać po za teren Akademii. Hm. Powinna się zgodzić. Wiem, że sama często wybiera się na takie ekspedycje czemu więc i my byśmy nie mogli? Jak tylko wyczyszczę Sagę spytam ją o to. I przy okazji namówię Asię na rajdzik.
Zlewając Lune wodą zerknąłem na dziewczynę. Szatynka skończyła już czyścić konia i obchodziła z nim po dziedzińcu żeby się trochę przesuszył. Chcąc szybko z nią o tym przedyskutować zabrałem się za czyszczenie Sagi.
Gdy wreszcie Line była czyściutka, zdążyłem już wyschnąć. Było jednak tak ciepło, że zrezygnowałem z ponownego zakładania podkoszulka. Bo i po co? Zaraz i tak by się usyfił..
 Odwiązałem klacz od słupków i ruszyłem wokół trawnika żeby podeschła. Srokata grzecznie ruszyła za mną podskubując nieco dojrzalszą trawę i liście z drzew. W tym czasie Asia wysuszyła Kalandora i wprowadziła go do boksu. Teraz siedziała na płocie pochłonięta swoim telefonem. Przystanąłem na chwilę zastanawiając się po czym podszedłem powoli do dziewczyny.
- Hej Asiu - zagadnąłem przyjaźnie.
- Hej Remku - odparła nie podnosząc nawet wzroku.
Nieco zmarkotniałem czując jednak ciepły oddech Lune na ramieniu wrócił mi optymizm.
- Co byś powiedziała na mały rajdzik po terenach Akademii? - rzuciłem szybko - Jeszcze wiele do zobaczenia przed nami a jutro jest wolne, więc możemy się wybrać a pani Roma na pewno nam pozwoli, bo sama się często wybiera i w sumie można by wziąć jeszcze luzaki to konie z Akademii też by się trochę poruszały i ogólnie myślę, że to całkiem niezły pomysł, bo nie wiem czy nauczyciele zorganizują jakiś rajd w ciągu roku..- Co. Ja. Paplam...?

<Asia? ;p>

wtorek, 9 września 2014

Od Joanny CD. Remka

Zdezorientowana wyciągnęłam słuchawki z uszu, odkładając na chwilę szlaucha na ziemię. Remek otrzepywał ubrania, szyję i ręce z piany z miną, jakby chciał koniecznie się na czymś wyżyć.
- Uspokój się w końcu - mruknęłam po jakimś czasie. - To tylko szampon, nic ci się nie stanie. A poza tym, mnie się nie straszy.
Odwróciłam się obrażona w stronę Kalandora. Podniosłam gąbkę i wąż, po czym wróciłam do przerwanej czynności.
- Tak się składa, że ktoś mnie tu przysłał, zostawiając na drzwiach karteczkę, że mam ci pomóc - usłyszałam za sobą.
- Umiem wykąpać konia - prychnęłam, kręcąc głową. - Może Lune też potrzebuje kąpieli? - zaproponowałam, jednak nie otrzymałam odpowiedzi. Po chwili jednak chłopak pojawił się obok, prowadząc klacz w ręku. Jedyne, co mnie zdziwiło, to brak koszulki. Nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie, miałam brata, więc do takich widoków zostałam przyzwyczajona. Pomimo wszystko miło było zobaczyć kogoś tak dobrze zbudowanego, bo Michał jednak nie mógł poszczycić się szczególnie umięśnionym ciałem.
- Rozumiem, że skoro jesteś na wpół nagi, to mogę cię spokojnie oblać? - uśmiechnęłam się nad grzbietem wierzchowca, spotykając nieprzychylne spojrzenie Remka.
- Czyżby to cię aż tak bardzo kusiło? - uniósł brwi, a ja parsknęłam śmiechem.
- Pewnie, nagie klaty to jeden z moich fetyszy - machnęłam ręką, tak, jak to często robiły wszystkie zmanierowane panienki, po czym odrzuciłam warkocz do tyłu.
- To może ty też zdejmiesz koszulkę?
Spodziewając się konsekwencji tego, co miałam zamiar zrobić, ściągnęłam bluzkę, zostając w spodenkach i górze od stroju kąpielowego. Uśmiechnęłam się do chłopaka, spotkawszy jego zdziwione spojrzenie i ni stąd, ni zowąd, chwyciłam wiadro, wylewając całą jego zawartość wprost na kolegę. Szybko otrzepał włosy i podbiegł w moją stronę ze szlauchem. Zaczęłam uciekać w stronę stajni. Nie przewidziałam jednak, że miał o wiele lepszą kondycję, więc już po chwili od góry do dołu ociekałam wodą.

<Remik? XDD>

Od Remika C.D Asi

Zatrzepotałem rzęsami i wygiąłem usta w bezradnym uśmiechu.
- Och pani Romo - rzekłem ze smutkiem i skruchą - Cóż mogę poradzić? Same idą, a przecież nie odgonię bo aż szkoda - rozłożyłem ręce, kiwając z pożałowaniem głową - No niech pani tylko na nie spojrzy. Nie wyobrażam sobie, że ktoś mógł je tak wyrzucić - sapnąłem z oburzeniem spoglądając z wesołością na dyrektorkę - Niech mi pani uwierzy, że gdybym mógł to bym je gdzieś zostawił, ale widzi pani chyba już mnie polubiły...- ostentacyjnie zniżyłem głos pochylając się leciutko do pani Romy.
Blondynka wstrzymała śmiech i z powagą skinęła brodą.
- No chyba nie przebiję tych argumentów, Remku - odparła pobłażliwie - Ale szatynka ma już u nas lokum. Zastanawiam mnie tylko twoja druga koleżanka.
Podrapałem się po policzku spoglądając z zakłopotaniem na moją siostrę. Dziewczyna uśmiechała się, ale w tym uśmiechu czaiła się zapowiedź zemsty.
- Ach ona - mruknąłem w końcu - Nazywa się Oliwia. Kwalifikuje się do rodziny, podtyp siostra bliźniaczka - wyłożyłem rzeczowo - Posiedzi tu weekend a potem wraca do siebie. Myśli pani, że może zostać? - w moim głosie przebrzmiewała nadzieja.
- Myślę, że tak. Pokój nr 29 powinien był w porządku - zwróciła się do Oliwii - Remek pokaże ci gdzie to jest i da kluczyk z mojego gabinetu, dobrze?
- Jasne. Dziękuję - bliźniaczka uśmiechnęła się czarująco do pani Romy i, z siłą, złapała mnie pod ramię.
- Chodź, braciszku - zaćwierkotała - Muszę troszkę odsapnąć. Asiu pozwolisz, że ukradnę ci mojego brata?
- Oczywiście - szatynka dawno wyczuła intrygę i teraz czerpała z tego równą przyjemność co Oliwia. Miejcie litość bogowie...

***

Nawet nie chcę opisywać przez co musiałem przejść. Gdy wreszcie wydostałem się na wolność zabarykadowałem się w swoim pokoju i nie wychodziłem do następnego dnia rano. Wtedy to z mego słodkiego snu zbudziło mnie łopotanie do drzwi. Opatulony, zielonym kocykiem wyjrzałem na korytarz by ujrzeć karteczkę z wykaligrafowanym "Asia myje Kalandora. Pomógł byś jej co?". Nawet nie miałem sił na westchnięcie.
Przynajmniej pogoda dopisała. Była dopiero 7 rano a słoneczko już świeciło pełną mocą. Nikt by już nie pomyślał, że ledwie wczoraj siąpał deszcz i wiatr. Ubrany w ukochane bojówki i podkoszulek pobiegłem pod stajnię szukając wzrokiem szatynki i gniadosza. Trudno było ich nie zauważyć. Arab poparskiwał co jakiś, wyjątkowo głośno. Asia tymczasem ze słuchawkami na uszach dokładnie szorowała jego sierść, by zyskała połysk. Zbliżyłem się do nich ukradkiem. Szczerze mówiąc chciałem przestraszyć dziewczynę, ale.. chyba mi nie wyszło...
Kiedy podszedłem wystarczająco blisko schwyciłem ją ramię i leciutko zacisnąłem palce. Jakby ktoś chciał ją odwrócić. Asia jednak zrobiła coś całkowicie nie oczekiwanego. Ściskając w dłoniach ociekającą wodą gąbkę rzuciła nią prosto we mnie. Moja nieszczęsna podkoszulka cała się zmoczyła i ociekała końskim szamponem. Sapnąłem zaskoczony, gdy zimno uderzyło mnie w nagrzaną skórę. Jakże trudno było powstrzymać napływające przekleństwa! Popatrzyłem na równie zdziwioną dziewczynę, marszcząc nieco brwi.

<Asiu? xD>

poniedziałek, 8 września 2014

Od Joanny CD. Alka

Poznać kogoś poprzez uderzenie drzwiami to niezwykle ciekawy początek, nie ma co! Przysiadłam w siodlarni, masując palcami nos, a chłopak chodził monotonnie wokół, to czegoś szukając, to zerkając na mnie z ukosa i raz za razem przepraszając. Już chyba ustaliliśmy, że nic mi nie jest. A może to mi już się wszystko miesza? W każdym razie na pewno bolała mnie... twarz, na czele z nosem. Przynajmniej tyle, że nie lała się krew. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco sama do siebie. To bardzo miłe uczucie mieć wsparcie w sobie, nie trzeba chodzić nigdzie i prosić o pocieszenie, chcę się dowartościować - robię to sama, proste. W końcu, każdy ma swoje wady jak i zalety, nie można dopatrywać się samych minusów.
- Na pewno wszystko dobrze? - zapytał, wyrywając mnie z moich przemyśleń, które zaszły już zdecydowanie za daleko. Ach, jak ja nie cierpiałam mieć dużo czasu na myślenie! To tylko przysparzało kłopotów, człowiek ciągle brnął w zaparte uświadamiając sobie coraz to nowsze, nie raz gorsze rzeczy, choć normalnie nigdy by o nich nie wspomniał, gdyby nie nadmiar czasu.
- Aśka - usłyszałam ponownie, znów to samo. Pokiwałam głową.
- Już mówiłam, wszystko w porządku, nie musisz tu ze mną siedzieć - powiedziałam, patrząc, jak opada na ławkę tuż obok mnie. Odsunęłam się w drugą stronę, aby nikt nie naruszał niczyjej przestrzeni. Rany, jak nowo poznani ludzie mnie peszyli. Wydawali się straszni, zresztą jak każdy człowiek, którego nie znałam. Wszyscy mieli to do siebie, że się na mnie patrzyli i onieśmielali. Szczególnie mężczyźni, kobiety mogłam zignorować, ale kiedy ktoś lustrował mnie góra dół z miną, jakby miał zamiar na mnie skoczyć niczym jakiś tygrys... Nie, tego znieść nie mogłam. Westchnęłam ciężko i wstałam z miejsca, kierując się do boksu Kalandora.
- Gdzie idziesz? - zapytał, wodząc za mną wzrokiem.
- Do konia - mruknęłam nie zbyt entuzjastycznie. Szybko znalazłam się pod boksem i zanim zdążyłam wejść do środka, zirytował mnie fakt, że chłopak stoi za mną. - Po co mnie śledzisz? - zapytałam, odwracając się w jego stronę i automatycznie cofając się dwa kroki, aby zwiększyć dzielącą nas odległość.

<Alek? Przepraszam, ze tyle czekałeś.>

Od Asi C.D Remka

Siostra. Jezu, czy on nie ma już czym mnie zaskakiwać? Przez chwilę naprawdę najadłam się strachu. Trudno w sumie stwierdzić o co, ale chyba zmartwił mnie fakt, że Remek ma dziewczynę. Pytanie tylko, dlaczego?
- Nie, chyba jednak wrócę do akademii, nie chcę wam przeszkadzać - zaskoczenie ustąpiło miejsca sztucznemu uśmiechowi, co z kolei spotkało się z kompletną dezaprobatą ze strony chłopaka. Zapomniałam, że potrafi rozpoznać, kiedy wymuszam na sobie radość.
- Idziesz, bez gadania - powiedział, po czym idąc pod ramię z Oliwią siłą zaciągnął mnie do kawiarenki. Czułam się niezręcznie z samym faktem, że trzyma mnie za rękę, za nadgarstek tak dokładnie, a ludzie, patrzący na nas nieco dziwnie wcale nie dostarczali komfortu. Jak ja nienawidziłam miast, ten tłum, wszechogarniający tłok. Nawet nie spodziewałam się, że w kawiarni odczuję taką ulgę. W końcu mogłam odetchnąć, nie czując na sobie spojrzeń innych.
- To co, kawa, herbata, ciastko? - zapytał Remek, zacierając ręce.
- Latte - odparła Oliwia niemal natychmiast.
- A dla ciebie, Asiu?
Wzięłam do rąk niewielką kartę. Przeleciałam wzrokiem po stronach i zatrzymałam się na jednej pozycji.
- Herbata miętowa - powiedziałam, ledwo co unosząc kąciki ust. Powaga wróciła do mnie na dobre. Niepotrzebnie się narzucałam. Mogłam o prostu wrócić do akademii. Spotykali się tak rzadko, a ja zabierałam im tylko czas, który normalnie spędziliby razem. Nagle poczułam na własnej skórze, jak to jest być tym "piątym kołem u wozu". Ku mojej radości konwersacja między nimi trwała zacięcie. Nie interesowało mnie za bardzo o czym była, wszystko wokół wydawało mi się ciekawsze. Chwasty zwisające z sufitu, cudowna glazura i terakota, wspaniałe boazerie, a nawet fugi! Jakież to pomieszczenie było ciekawe, dobry Boże!
- Asia? - do rzeczywistości przywołał mnie dziewczęcy głos. Otrząsnęłam się szybko, patrząc na znajomych.
- Przepraszam, zamyśliłam się - jeny, nawet ten ton brzmiał tak, jakbym rzeczywiście wyrażała skruchę. Charyzma szatyna się udzielała.
- Myślenie to chyba jedno z twoich ulubionych zajęć - prychnął, a na jego twarzy znów pojawił się uśmiech.
- Zaraz po mazaniu twoich spodni keczupem i czytaniu o zimnej fuzji. - Blondynka spoglądała to na mnie, to na Remka, aż w końcu sama cicho się zaśmiała. Oboje spojrzeliśmy na nią w tym samym momencie.
- Nie wiem, co się tu działo, ale żałuję, że mnie przy tym nie było, bo brzmi świetnie - wykrztusiła na jednym wdechu, a ja pobieżnie odtworzyłam w głowie zdarzenia z poprzednich dni. Na samą myśl, kąciki ust mimowolnie się uniosły. Ukryłam twarz między palcami, opierając łokieć na stole.
- Rzeczywiście, szkoda - zaniosłam się falą śmiechu niemal równocześnie z Remikiem. Upiłam łyk herbaty, odstawiłam szklankę na stół, a gdy tylko podniosłam wzrok, napotkałam świdrujące oczy pozostałych.
- Nie odpowiedziałaś - blondynka zmrużyła przyjaźnie oczy, unosząc brwi.
- Chyba nie dosłyszałam pytania - powiedziałam, w sumie zgodnie z prawdą.
- Masz chłopaka? - zapytała, a ja nieco skrępowana pokręciłam głową, na siłę omijając spojrzeń obojga rodzeństwa.
- Bus! - zawołałam, wstając z miejsca. Wygrzebałam portfel z torebki, wstałam, niemal przewracając stolik, zasunęłam krzesło i nie czekając na pozostałych, ruszyłam w stronę wyjścia. - Za herbatę oddam ci w akademii, na razie - uśmiechnęłam się przez ramię, pomachałam im i rozejrzałam za przystankiem. Żółty daszek kilka kroków dalej zlewał się wspaniale z żółcią i pomarańczą liści na drzewach. Jesień to chyba najpiękniejsza pora roku. Odetchnęłam świeżym powietrzem, sprawdzając na ekranie telefonu godzinę. 13:42, czyli zostało mi całe 13 minut. Przysiadłam na ławce, w ciszy czekając na pojazd. Cudowna kolorystyka krajobrazu skutecznie odwracała moją uwagę od oczekiwania. Powietrze było wilgotne, zbierało się na deszcz, o ile nie na burzę. Ach, w końcu wezmę się za jakąś książkę, pomyślałam i automatycznie zaczęłam wymieniać w głowie tytuły. Kiedy w końcu wyjechał zza rogu, ku mojemu zdziwieniu dołączyli do mnie Remek i Oliwia.
- Po co się żegnałaś, skoro jedziemy z tobą? - zapytał chłopak z lekkim uśmiechem. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami. Przez całą drogę obserwowałam świat przez szybę, a rodzeństwo kłóciło się radośnie o sprawy, na których temat nie miałam pojęcia. Na zmianę przygryzałam wargę i przeglądałam swoje paznokcie, bo podróż, nie ma co ukrywać ciągnęła się dla mnie wyjątkowo długo. Gdy tylko wysiedliśmy, przy bramie zastaliśmy panią Romę. Uniosła pogodnie brwi na nasz widok.
- Rok szkolny dopiero się rozpoczął, a ty już przyprowadzasz ze sobą jakieś dziewczyny?
Parsknęłam, słysząc tą, jakże trafną, uwagę. Nie ma co ukrywać, wyglądało to dokładnie tak, jak przedstawiła to dyrektorka. Spojrzałyśmy na siebie z Oliwią z równie rozbawionymi minami.

<Remek? XD>

Od Remka C.D Asi

- Asia - bąknąłem zaskoczony, przeczesując włosy dłonią - Co tu robisz? - zapytałem, oglądając się na ulicę.
- Szukałam towarzystwa - wzruszyła ramionami - Siedzenie w tym gabinecie było niezmiernie nudne. Może przejdziemy się do kawiarni? Napijemy czegoś ciepłego, hm? - uśmiechnęła się przekonującą.
Schowałem dłonie do kieszeni kurtki unikając jej wzroku. Telefon rozwibrował mi w palcach omal nie doprowadzając mnie do zawału. Wyjąłem go szybko i spojrzałem w wyświetlacz. "Zaraz będę ;3"
- SMS? - Asia uniosła pytająco brew.
- Yhmn - mruknąłem wymijająco - Miałem się z kimś.. spotkać.
Na jej twarzy pojawił się dziwny grymas. Nagle zrobiło się niezwykle nieswojo. Nawet wiatr zamilkł wśród drzew. Wysiliłem się na leciutki uśmiech, ale nie pochwyciłem spojrzenia szatynki.
- Może powinnam sobie iść - rzekła powoli odwracając się na pięcie.
- Nie, nie ma takiej potrzeby - odparłem szybko chcąc już załapać ją za rękę. W ostatniej chwili opuściłem ramię, by zamrzeć w bezruchu. Coś ciepłego objęło mnie w mocnym uścisku.
- Remiś! - usłyszałem jakże dobrze znany mi dziewczęcy głos.
Asia popatrzyła się przez ramię groźnie marszcząc brwi. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć tuż przed nami wyrosła złotowłosa nieszczególnie wysoko dziewczyna o błyszczącym, błękitnym spojrzeniu.
- Oliwia - powiedziałem z niewstrzymaną radością. Uścisnąłem ja jeszcze raz po czym zerknąłem na wyczekującą Aśkę.
- Oliwio - zacząłem grzecznie spoglądając na obydwie dziewczyny - Poznaj proszę moją przyjaciółkę Asię. Asiu to moja siostra Oliwia, przyjechała do Mili, by mnie odwiedzić. Uczy się w Warszawie i rzadko kiedy mamy okazję się spotkać - uśmiechnąłem się już szczerze do zaskoczonej szatynki - Możemy się przejść do kawiarni, czemu nie? Myślę, że się polubicie - stwierdziłem z zadowoleniem.
- Miło mi cię poznać - zaćwierkała Oliwia - Nie sądziłam, że mój brat znajdzie sobie jakieś koleżanki. Tym bardziej takie ładne jak ty - puściła oczko do wciąż zaskoczonej Asi - Wiesz całe życie był raczej takim niedojdą na tym polu i chyba w sumie nigdy nie miał..
Szturchnąłem ją mocno w bok.
- Pogadamy w kawiarni, dobrze? - rzekłem z naciskiem. Oliwia zaśmiała się i potargała mi włosy.
- Prowadź, braciszku - rzuciła wesoło.
- Idziesz Asiu? - popatrzyłem prosząco na szatynkę.

<Asiu? c;>

Od Joanny CD. Remka

Oderwałam wzrok od laptopa, uświadamiając sobie, co robię. Przecież ja nie notuję. Nigdy, niczego. Nawet moje zeszyty przedmiotowe w większości były zapisane do maksymalnie dziesiątej kartki.
- Wiesz co? Może lepiej odprowadź mnie do pielęgniarki - wyłączyłam komputer, odłożyłam go na bok i wstałam z miejsca.
- Co tak nagle? - zapytał, cały czas głaszcząc śpiącego szczeniaka.
- Chyba rzeczywiście nie jest ze mną za dobrze - zaśmiałam się słabo, a w odpowiedzi otrzymałam przewrócenie oczami i kręcenie głową z dezaprobatą. Chłopak odstawił Cappy'ego do pokoju, kiedy ja postanowiłam nareszcie porządnie założyć buty. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyliśmy korytarzami. Pielęgniarkę zauważyłam zanim weszłam do pomieszczenia. Rozglądała się za czymś nerwowo, po czym zawiesiła wzrok na mnie.
- Gdzie byłaś? Szukam cię już dobre kilka minut - usłyszałam na dzień dobry. - Powinnaś jak najwięcej leżeć, a nie szlajać się po szkole.
- Poszłam do toalety. - Bardziej oklepanej i nieprzemyślanej wymówki znaleźć się nie dało.
- Z kolegą? - zdziwiła się, przenosząc spojrzenie ze mnie na Remka i lustrując go od góry do dołu. Wzruszyłam ramionami bez większego entuzjazmu.
- A czemu nie? - mruknęłam, wchodząc na salę. - Do poniedziałku - rzuciłam przez ramię i machnęłam ręką, poniekąd ciesząc się ze zwolnienia. Na pewno będzie mi brakować Remka... to znaczy towarzystwa, poprawiłam samą siebie w myślach, kładąc się na łóżku.
~~~
Weekend. Najwyraźniej nie było ze mną tak źle, jak myślałam, wypuściła mnie dwa dni wcześniej, to chyba dobrze. Odkąd opuściłam gabinet po kontroli, cały czas rozglądałam się za Remikiem. Byłam tak wymęczona nie tyle chorobą, co samotnością, że tylko czekałam na okazję, aby z kimś pogadać. Obeszłam wszystkie możliwe lokacje, jego pokój, sale, stołówkę, bibliotekę, po czym nie mając ochoty na więcej poszukiwań odwiedziłam panią Romę, prosząc, a wręcz błagając o pozwolenie na wyjazd do Mili. Na szczęście zgodziła się bez większych problemów, więc już po chwili siedziałam w busie do miasta. Co prawda mogłam jechać konno, ale jednak wolałam pokazać się na mieście bez zbędnych zapachów ze stajni. Wysiadłam na ostatnim przystanku, rozglądając się wokół. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to park. Z westchnieniem skierowałam się w jego stronę, zapinając przy okazji wiatrówkę pod szyję. Pomimo ponurego humoru jak i średniej pogody, na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy zauważyłam przed sobą znajomą fryzurę. Podbiegłam do chłopaka i stanęłam obok.
- Dzień dobry - przywitałam się entuzjastycznie, wywołując zdziwienie na jego twarzy.

<Remik? c:>

Od Remka C.D Asi

"Zimna fuzja (ang. cold fusion) – nazwa hipotetycznej metody fuzji jąder atomowych, którą dałoby się przeprowadzić w temperaturze znacznie niższej niż dla znanych obecnie reakcji termojądrowych.
Fuzja dwóch dowolnych jąder atomowych zachodzi, gdy mają one energię wystarczającą do pokonania odpychania elektrostatycznego protonów między jądrami i przybliżenia na odległość, w której krótkozasięgowe silne oddziaływania jądrowe przeważą odpychanie.
Obliczenia i dotychczasowe eksperymenty wskazują, że energia potrzebna do tego odpowiada temperaturze rzędu milionów kelwinów. Każda metoda, która doprowadziłaby do fuzji jąder w znacznie niższych temperaturach i nie za pomocą zderzania jąder przyspieszanych w akceleratorach, byłaby uznana za "zimną". "
Uniosłem brwi czytając przez ramię Asi artykuł.
- I to aż tak bardzo cię zainteresowało? - spytałem, spoglądając na nią poważnie zmartwionym wzrokiem.
Dziewczyna wzruszyła ramionami całkowicie pochłonięta lekturą. Przysiadłem na krańcu łóżka przygarniając do siebie Cappy'ego. Szczeniak wtulił się w moje ramię z radością przyjmując pieszczoty. Z Asią jest chyba gorzej niż myślałem. Nie powinienem zabierać jej nad wodę. Już nigdy.
- Em może się położysz? - rzuciłem w końcu po jakichś 15 minut w czasie których szatynka zdołała zrobić notatki - Nie wyglądasz ... zdrowo.
- Nic mi nie jest - mruknęła skrobiąc coś w zeszycie.
- Nawet nie wiem czy będziemy to przerabiać - jęknąłem - Jaka to dziedzina nauki? Fizyka?
Zbyty niecierpliwym burknięciem umilknąłem. Cappy usnął na moich nogach uniemożliwiając mi tym jakikolwiek ruch. Byłem uziemiony w niewygodnej pozycji z niepełni u zmysłów Asią. Cudownie. Marnując dobre kolejnych dziesięć minut wygrzebałem z kieszeni telefon. 18:23. Kurczę. A jeszcze mam lekcje do odrobienia. Biologię o ile się nie mylę. I chyba matmę czy coś. Westchnąłem boleśnie po czym zacząłem pisać SMS do mojej siostry. Przez cały ten czas Asia była wprost niemożliwie zajęta tą całą zimną fuzją. Co to niby jest do cholery?

<Asia? ;P Sry, że takie krótkie xdd>

niedziela, 7 września 2014

Od Asi C.D Remka

- Poproszę miętową - powiedziałam, głaszcząc szczeniaka po głowie. Był doprawdy rozkoszny. Miał takie miękkie futerko i nosek mu ładnie błyszczał. Lubiłam psy, sama miałam dwa, ale w domu. Keri i Luser zapewne biegały gdzieś na podwórku, szkoda, że nie było ich ze mną. A na pewno Lusera, Keri nigdy za mną nie przepadała. W sumie, z wzajemnością. Była psem mojego brata, rozpieścił ją i nauczył, żeby się do mnie nie zbliżała. Przynajmniej tak mi się zawsze wydawało, choć nie byłam pewna, czy psa można nauczyć takich rzeczy. Zresztą, nie była nawet zbyt ładna. Czasem miałam wrażenie, że jak była mała, to nie dowidziała, walnęła w ścianę i spłaszczyła sobie pysk. Ogona też nie miała, bo weterynarz go za krótko obciął. Leżała jak jakiś kurczak z tylnymi nogami rozłożonymi na boki. Dodatkowo cały czas chrapała jak głupia i wymiotowała, kiedy zjadła coś innego niż swoja specjalna karma. Z Luserem nie było tyle problemów. Był postawnym, rudym seterem irlandzkim, otyłym, bo otyłym, ale przekochanym. Taki misiek, zawsze chętny na pieszczoty. Szkoda, że pożyje zapewne krócej niż Keri. Ponoć brzydkie psy się dłużej chowają, niestety.
- Trzymaj - podniosłam wzrok z Cappy'ego, uświadamiając sobie, że Remik wrócił już z kubkami wypełnionymi gorącym napojem.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się, wdychając zaciągając się zapachem herbaty. - Nie miałeś problemu ze znalezieniem jej? - zapytałam, martwiąc się, że przysporzyłam mu kolejnego kłopotu. Jak na mój gust wystarczająco sporym problemem było siedzenie tu ze mną.
- Była w tej samej szafce, w której leżała normalna herbata, więc za długo szukać nie musiałem - odparł, a kąciki jego ust nieznacznie się uniosły. Miał dołeczki, urocze.
- Zastanawiam się, na czym polega teoria zimnej fuzji, wiesz? O! Mam pomysł, chodź - powiedziałam i zanim zdążył jakkolwiek zareagować, wzięłam szczeniaka w jedną rękę, w drugą chwyciłam kubek i wyszłam spod kołdry. Wsunęłam buty na nogi i szurając po podłodze poczłapałam przodem do pokoju, kompletnie ignorując, że Remik za mną majaczy coś o jakiejś pielęgniarce, która się wkurzy. W końcu stanął przede mną, tarasując drogę.
- No weeeź, chcę tylko poczytać, a tam mi się nudzi, u siebie też mogę leżeć - zauważyłam, na co on przewrócił oczami i przesunął się na bok. Uśmiechnęłam się szeroko i kontynuowałam podróż. W końcu weszłam do swojej sypialni, położyłam Cappy'ego na łóżku i usiadłam obok z laptopem.
- Zamknij proszę drzwi, nie lubię korytarzy - westchnęłam, upijając łyk herbaty i wstukując w wyszukiwarkę frazę "Zimna fuzja".

<Remik? XD>

Od Remka C.D Asi

Zatrzepotałem rzęsami.
- Dziękuję - powiedziałem słodziutkim, wysokim głosikiem chichotając przy tym jak dziewczynka, którą skomplementował starszy chłopak - Też je lubię - machnąłem rączką w geście skromności.
Asia zaśmiała się niewyraźnie. Spojrzała na mnie dziwnie po czym wbiła wzrok w sufit.
- Chociaż wciąż nie wiem jaki związek ma słaba odporność z ładnymi oczami - sapnąłem smutno, wywołując tym kolejną falę cichego śmiechu.
- Wiesz Asiu - rzuciłem przysiadając na krawędzi leżanki - Myślę, że powinnaś jeść więcej jabłek.
- Jabłek? - uniosła lekko brwi.
- Dokładnie. I spędzać więcej czasu na zewnątrz - pokiwałem rzeczowo głową jak prawdziwy lekarz - Popatrz na mnie! - przycisnąłem dłonie do swojej klatki piersiowej - Całe życie jem jabłka. Na śniadanie, na obiad, na podwieczorek, na kolacje - zacząłem wyliczać na palcach - I co? Spójrz tylko. Odporność jak stal. Nic mnie nie zmoże - no może prócz ładnej dziewczyny, rzuciłem w myślach - Koniecznie musimy popracować nad twoim systemem odpornościowym, bo z przybyciem zimy minął cię wszystkie lekcje biologii - popatrzyłem na nią z udawaną rozpaczą.
Asia szturchnęła mnie lekko, uśmiechając się.
- Raczej niczego nie stracę - zauważyła z wesołością - A najwyżej wszystko mi opowiesz, prawda?
- Z najdrobniejszymi szczególikami - puściłem do niej oczko - Po za tym przyprowadziłem kogoś kto może nieco umilić ci czas spędzony tutaj, bo pielęgniarka stwierdziła, że trochę cie tu potrzyma.
- Kogóż to? - przekręciła lekko głowę.
Uniosłem do góry palec i szybko podszedłem do zamkniętych drzwi. Uchyliłem je lekko i tak by Asia nie widziała zgarnąłem puszystą kulkę, którą ukryłem pod bluzą. Wróciłem z powrotem pod łóżko i delikatnie odwinąłem materiał.
Pocieszny pyszczek Cappy'ego wychynął w radosnym pisku. Wypuściłem malucha na łóżko i z uśmiechem obserwowałem jego niezgrabne ruchy. Szczeniak z rozkosznym uparciem podążał do twarzy Asi by wreszcie polizać ją w czubek nosa. Dziewczyna przytuliła go leciutko.
- Jak się wabi? - spytała, gładząc leżącego pieska.
- Cappy - odparłem z dumą - Myślę, że będzie miłym towarzyszem w czasie, w którym udam się do kuchni zgarnąć trochę ciastek i herbaty. Nie mylę się?

<Asiu? ;3>

Od Asi C.D Remika

Zimno. Zdecydowanie za zimno. W drodze do stajni miałam wrażenie, że zaraz zamarznę, a nie wiedzieć czemu głupi kilometr ciągnął się w nieskończoność. Odetchnęłam z ulgą, kiedy znalazłam się wreszcie w ciepłej stajni. Szybko rozebrałam Kalandora i rzucając coś na pożegnanie odniosłam sprzęt do stajni, po czym drżąc pobiegłam sztywno do pokoju. Przekręciłam kluczyk w drzwiach, zrzuciłam z siebie mokre ciuchy w drodze do łazienki i natychmiast wskoczyłam pod gorący prysznic. Czując, jak pod wodą ciarki przechodzą po całym ciele.
Po kąpieli od razu położyłam się spać, okrywając się kołdrą po brodę.
Rano, gdy zadzwonił budzik, ledwo byłam w stanie podnieść głowę. Jęknęłam cicho, czując, jak ból w głowie pulsuje niemiłosiernie, a gardło boli przy każdym, nawet najcichszym dźwięku.
- Dzięki Remek - mruknęłam chrypliwie i wyłączyłam alarm. Podniosłam się obolała z łóżka i skierowałam się do łazienki. Przeraziło mnie moje własne odbicie. Byłam blada jak ściana. Oczy dzięki cudownym worom wyglądały jak podbite, a nawet włosy sprawiały wrażenie bardziej płowych niż zwykle. To jednak zasługa zamglonego wzroku. Przemyłam twarz wodą i naniosłam na nią puder, aby nie straszyć wszech i wobec rzucającą się w oczy bielą. Wyjątkowo nie przejmowałam się nawet fryzurom. Wyszłam do ludzi zarówno w byle jakim koku, jak i w byle jakich ciuchach. Rzecz jasna znów byłam pierwsza w klasie. Zajęłam pierwsze lepsze miejsce i oparłam się o oparcie krzesła. Przejechałam ręką po twarzy, czując, jak gorączka wywołuje spore spustoszenie w moim organizmie. Otworzyłam oczy dopiero, kiedy usłyszałam dzwonek. Cała klasa była pełna. Omiotłam pomieszczenie spojrzeniem w poszukiwaniu Remika.
- Dobrze się czujesz? - zapytał z ławki przede mną, marszcząc przy okazji brwi.
- Bywało lepiej - westchnęłam i przetarłam oczy. Wyciągnęłam rzeczy potrzebne do matematyki, przy okazji prawie upadając z krzesła. Wypuściłam ciężko powietrze i postarałam się skupić na lekcji. Zanim jednak doszłam do siebie, nauczycielka przywołała mnie do tablicy, abym rozwiązała jakieś zadanie. Zgarnęłam podręcznik z ławki i chwiejnie podeszłam do przodu klasy. Wzięłam kredę do ręki, podniosłam ją do góry, lecz nie zdążyłam nic napisać. Na widok cyferek w książce obraz zaczął się zamazywać, a ja zwyczajnie zemdlałam.
Gdy otworzyłam oczy byłam zmuszona natychmiast je zamknąć pod wpływem słońca przedostającego się poprzez okno. Mruknęłam coś pod nosem, wyrażając swoje niezadowolenie. Przewróciłam się na drugi bok w momencie, kiedy drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia wszedł Remik.
- Długo zajęło ci dojście do siebie, wiesz? - zauważył, a ja uniosłam brwi pytająco. - Jest 17, sam musiałem odwalić całą robotę.
Miałam zamiar przeprosić, jednak akurat zebrało mi się na kaszel i nic z tego nie wyszło.
- Masz słabą odporność - zaśmiał się, wywołując uśmiech również na mojej twarzy.
- A ty ładne oczy.
Jezu, ewidentnie gadałam od rzeczy. Pomimo wszystko, zgodnie z prawdą.

<Remek? XDDD>

Od Antoniego C.D. Poli

Rozbawiona wyczekiwała aż odwzajemnię gest. Z lekkim uśmiechem uścisnąłem dłoń.
- Antek, Antoni, do woli - odparłem puszczając palce nowej znajomej. - Gdzie się wybierasz, jeśli wolno spytać? - zagadałem desperacko pragnąc utrzymać rozmowę. Lepiej mieć znajomych, aniżeli być skazanym na ich brak. Pogrążenie się w zupełnej samotności nie do końca mi odpowiadało.
- Miałam zamiar wybrać się do Mili, miasteczka położonego niedaleko. - wzruszyła ramionami ruszając żwawo przed siebie. Wzrok spuściła, a brwi zamieniły się w lekko zmarszczone łuki, nad czymś musiała się zastanawiać. Odprowadziłem ją duchowo, mając zamiar zawrócić do swojego pokoju i odrobić lekcje.
- Nie idziesz? - mruknęła wielce zaskoczona. Westchnąłem zaskoczony pytaniem, wcisnąłem ręce do kieszeni, na moje szczęście znalazłem w nich parę złoty. Na kawę czy chłodny deser powinno starczyć.
- Nie sądziłem, że życzysz sobie mojego towarzystwa - odrzekłem wymijająco, jednak poszedłem w ślady dziewczyny. Uchyliłem drzwi przepuszczając w nich Polę, tak jak nakazywało to dobre wychowanie i własne zasady moralne. W odpowiedzi uzyskałem niewyraźne dziękuję, choć i to zdołało mnie podbudować.
Dzień powoli dobiegał końca, ustępując wieczorowi. Jasne światło zamieniało się w ciężką, pomarańczową okrywę, padającą na każdy z elementów środowiska bardziej lub mniej naturalnego. Temperatura również się zmieniła, spadła i to o dobre kilka stopni. Narzuciłem na siebie swoją bluzę. 
- Który to twój koń? - przerwałem ciągnącą się w nieskończoność ciszę, która z minuty na minutę wydawała się być coraz to bardziej krępująca.
- Kosmita, znaczy Vindicat - skrzywiła się nieco, choć w jej głosie nie dało się słyszeć niesmaku, raczej pewien rodzaj niedosytu. Zawiodła się na nim, może coś nie poszło po jej myśli?
Wymsknęło mi się ciche parsknięcie, zataiłem to udawanym odkasłaniem, tak aby nie zdenerwować znajomej. Wszystko jasne, to ta sama dziewczyna, która z hukiem wyleciała z boksu ogiera. Wiedziałem, że już gdzieś kiedyś musiałem ją już widzieć.
- Piękny koń, nie ma co - wymamrotałem pośpiesznie plując sobie w brodę za mój brak wyszukania i tak fatalną gafę popełnioną, bądź co bądź, przez omyłkę.
- Twoja to ta kara klacz, coś na s... - uniosła wyżej brodę aby ukazać wszechogarniającą ją dumę.
- Punkt za pamięć, ma na imię Saversan. - wywróciłem teatralnie oczami, śmiejąc się cichutko.
- Jakie dyscypliny wybrałeś? - najwyraźniej udało mi się ściągnąć jej uwagę, co mnie ucieszyło.
- Oklepane, bo skoki i ujeżdżenie. Co poradzić, pochwalę się i powiem, że wraz z Sav zdobyliśmy pierwsze miejsce w WKKW. - wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu. - Może to kiepski argument, ale zawsze coś. Co takiego ty trenujesz?
- Natural oraz wyścigi - odparła. W trakcie wypowiadania słów wzdłuż jej linii pleców przeszedł potężny dreszcz. Na odsłoniętych ramionach blondynki pojawiła się gęsia skórka, a jej całe ciało zadygotało.
- Cholerka, zapomniałam o bluzie. - w złości kopnęła kamień leżący na drodze. Niewiele myśląc rozpiąłem suwak zdejmując z siebie własne okrycie. Podałem je dziewczynie nie za bardzo wiedząc co powiedzieć, w tamtej chwili odruch ten zdawał się być zupełnie naturalny. Tak chciałem, a zarazem musiałem postąpić.
- Em, proszę. - burknąłem. Staliśmy na pograniczy wsi z miastem, nieco speszeni, może trochę zmieszani i zagubieni, ale nie chciałem pozwolić, żeby Pola przeziębiła się na spacerze. Nie na tym odbytym ze mną.
- Dziękuję. - powiedziała głośno i wyraźnie, patrząc prosto mi w oczy. - Może lepiej już chodźmy, nie chcemy, żeby zamknęli nam kawiarenkę przed nosem. - zerknęła na swój zegarek.
- Pewnie, masz rację. - przytaknąłem uśmiechając się lekko.
- Jeśli jednak nam się nie uda możemy uznać to za bieganie dla zdrowia. W bardzo powolnym tempie. - uniosła brwi wysuwając swój pomysł.
- Mhm. Tak, to świetna koncepcja. Opatentujmy to i organizujmy poranny jogging. - dodałem pośpiesznie.

<Dialog, długość... Polu?>

Od Remika C.D Asi

Z namysłem oceniałem czy widok Asi w mokrym podkoszulku jest warty zwijania się z bólu i możliwością utraty spłodzenia potomstwa. Hm. Oczywiście, że jest! Pf. Głupie pytanie.
Grzecznie odsunąłem się od Asi tworząc pozory zapewnienia jej bezpieczeństwa. Ukradkiem zbliżyłem się do Lune i na migi pokazałem jej kilka komend. Klacz popatrzyła na mnie z uwagą i zarżała cichutko w odpowiedzi. Niby przypadkiem podeszła troszkę do dziewczyny tak by mieć ją w zasięgu pyska. Gdy wreszcie odpowiednio się ustawiła zaczął się teatrzyk.
Srokata parsknęła donośnie i zarzuciła łbem. Idealnie udając spłoszenie wykonała gwałtowny skok do przodu przy okazji trącając Asię w plecy. Dziewczyna chcąc nie chcąc poleciała do przodu z pluskiem wpadając do wody. Śmiejąc się pod nosem podszedłem do Sagi niby ją uspakajając. Klacz chwile jeszcze pokręciła się niespokojnie po czym grzecznie zaczęła skubać liście z drzew. Pogładziłem ją po szyi w ramach podziękowania i odwróciłem się do Asi. Z szokiem na twarzy i prośbą o wybaczenie w oczach podszedłem do brzegu pomagając zebrać się klnącej niemiłosiernie dziewczynie.
- Och - jęknąłem przekonująco - Musisz jej to wybaczyć. Nie zrobiła tego specjalnie. Spłoszyła się czegoś i akurat stałaś tuż przed nią...
Z trudem utrzymywałem powagę nie wspominając już o chęci zerknięcia w dół. Ukradkiem rzucałem tam króciutkie spojrzenia próbując raczej nawiązać kontakt wzrokowy z Asią. Szatynka otrząsnęła się z wody i ciężko odetchnęła.
- Masz szczęście, że konia nie kopnę - mruknęła starając się ogarnąć.
Bez słowa okryłem ją moją bluzą. Nie dało się ukryć, że było jej zimno. Poczułem odrobinę skruchy, ale dobry humor nie chciał mnie opuścić. W pierwszej chwili Aśka chciała zrzucić z siebie okrycie, ale ostatecznie zrezygnowała. Popatrzyła na mnie z odrobiną wdzięczności po czym skierowała wzrok na wodę.
- Wiesz.. - zaczęła powoli - Chyba spadła mi bransoletka z dłoni. Mógłbyś...?
Pokiwałem głową nie wyczuwając podstępu. Przyklęknąłem przy wodze wypatrując jakiegoś połysku. Nim zdążyłem się zorientować całe kolana miałem w wodzie i w ostatniej chwili wybroniłem się rękami przed upadkiem na twarz. Za sobą usłyszałem nieco drżący śmiech Asi. Zebrałem się z wody i spojrzałem z błyskiem w oku na dziewczynę.
- Jak..? - spytałem nawet nie kończąc.
- Tajemnica - wyszczerzyła zęby.
Odwzajemniłem uśmiech jednocześnie przewracając oczami.
- No skoro obydwoje jesteśmy już mokrzy - stwierdziłem wesoło - To może najwyższy czas się ogrzać?
- Coś sugerujesz? - spytała unosząc brwi.
- Choćby powrót do stajni - odparłem niewinnie - Nie wiem co innego moglibyśmy zrobić. Naprawdę!
W obronnym geście uniosłem ręce do góry przy okazji szczerząc się do Asi.

<Asiu?xd>

Od Joanny CD. Remka

Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego z ukosa. Zamyśliłam się na chwilę. Z jednej strony z Polą zgubiłyśmy się w dzień, a i tak ciężko było znaleźć drogę. W sumie, niby wiedziałam, że w końcu byśmy ją znalazły, ale dobrze, że Remek nam pomógł. Najwyraźniej znał tereny całkiem nieźle, więc czemu nie?
- Dobra, niech ci będzie.
Chłopak wyszczerzył zęby i razem skierowaliśmy się do siodlarni. Następnego dnia lekcje zaczynały się o dziesiątej, więc mogliśmy pozwolić sobie na krótki teren. Wzięliśmy sprzęt i wróciliśmy do koni. Naprędce przeczyściłam Kalandora i założyłam rząd. Wyprowadziliśmy konie na zewnątrz i wskoczyliśmy na siodła. Porównując Artysta przy Kalim wychodził... Źle. Bardzo, bardzo źle. Bynajmniej w moich oczach, bo od kilku lat byłam jeźdźcem jednego konia.
- Gdzie jedziemy? - Zostałam wyrwana z przemyśleń za sprawą głosu Remika.
- Nie wiem, jest tu może jakieś jezioro, albo coś w tym rodzaju? - zapytałam, zastanawiając się nad trasą, której, spójrzmy prawdzie w oczy, nie znałam.
- Coś się znajdzie jakiś kilometr stąd - powiedział, a ja prychnęłam cicho.
- Liczyłam na dłuższą przejażdżkę, ale mam ochotę zobaczyć, jak taki staw wygląda w nocy - uśmiechnęłam się pod nosem, a w głowie pojawiły się kolejne myśli. Właściwie, czemu to ja z nim gdzieś jechałam, a nie... Przykładowo Pola? Przecież ją znał dłużej i chyba lepiej ode mnie. W końcu przez cały czas się starałam, żeby za dużo się o mnie nie dowiedział. Pytanie tylko, czy mi się udało? W sumie, polubiłam go, nawet bardzo, ale nie wiedzieć czemu, poniekąd mnie onieśmielał. Zapewne dlatego, że zwykle nie spędzam zbyt dużo czasu z płcią przeciwną. Starałam się je wręcz ograniczać do minimum. Więc dlaczego tym razem tak nie było? W sumie mogłam zamknąć się w pokoju i właśnie czytać jakąś książkę, a znalazłam się na jednej z leśnych ścieżek, oświetlonej latarniami odległymi od siebie o około trzy-cztery metry. Kurde, rzeczywiście miał w sobie dużo charyzmy.
Po chwili zagalopowaliśmy, a właściwie Remik zagalopował, a ja musiałam go gonić. Na szczęście Kalandor nie miał ostatnimi czasy dużo ruchu, więc był wyjątkowo, jak na siebie, energiczny. Co prawda nie chciałam się ścigać, ale zarówno mój koń, jak i Remik mieli inne plany, przez co nad jezioro dojechaliśmy w kilka chwil. Z uśmiechamy na twarzach zeskoczyliśmy na ziemię i prowadząc wierzchowce, podeszliśmy do wody.
- Jeżeli mnie tu wrzucisz, to znów będziesz zwijał się na ziemi - powiedziałam, widząc, że obchodzi Lune dookoła, stając obok mnie.

<Remek? :3>

Od Remika C.D Asi

Z dogłębnym zdziwieniem wymalowanym na twarzy ruszyłem za oddalającymi się plecami szatynki.
- Ei Asia - zawołałem za nią - Czemu uciekasz? Przecież zaczekanie na mnie nie jest chyba karą z dziewiątego kręgu piekieł - przyśpieszyłem krok, by zrównać się z dziewczyną.
- Co jest? - spytałem łagodnie.
Włosy przysłoniły jej całą twarz. Ledwo powstrzymałem odruch odgarnięcia ich na bok. Opuściłem luźno ręce po bokach co by mnie nie kusiło.
- Nic - odparła zduszonym głosem - Naprawdę. Idź się przebrać. Ja poczekam w stajni. Dobrze?
Pokiwałem lekko głową zaskoczony tą nagłą zmianą w niej. Chwile się ociągając ruszyłem do swojego pokoju. Czy coś zrobiłem? Nie, przecież było na luzie. Hm. Ech chyba nigdy nie zrozumiem dziewcząt.
Niemal biegiem pokonałem całą odległość dzielącą mnie od pokoju nr 19, czyli mojego. Naprędce zrzuciłem uwalone spodnie na rzecz pierwszych lepszych bojówek. Przy okazji sprawdziłem która to godzina już. 22;16. Nie jest chyba za późno na mały wypad, prawda? W końcu nikt nie stróżuje...
Zagarnąłem także swoją bluzę i pogłaskałem śpiącego Cappy'ego. Szczeniak zamachał lekko ogonem, ale szybko wrócił do przerwanego snu. Mój mały słodziaczek. Trzeba będzie go Asi przedstawić. Ale to może kiedy indziej.
Wyszedłem z pokoju i popędziłem do stajni. Akademia była pogrążona w ciszy i ciemności. Noc rozpraszały jedynie małe, stłumione lampy rzucając długie cienie. Cały dziedziniec tonął w półmroku dając mroczne i doniosłe wrażenie. Klimatycznie nie powiem. Jak w jakimś horrorze, pomyślałem idąc w kierunku stajni. Brakuje tylko psychopaty z nożem lub krwiożerczego potwora. Zaśmiałem się w duchu z tych wyobrażeń przeszedł mnie jednak dreszcz. Przyśpieszyłem kroku i prawie truchtem wpadłem do szerokiego stajennego korytarza. Było tu jasno - Asia włączyła światło.
Otrząsnąłem się i rozejrzałem za dziewczyną. Stała przy boksie swojego konia gładząc go po pysku. Z daleka już widziałem jaśniejącą głowę Sagi. Klacz strzygła uszami i rzucała mi niecierpliwe spojrzenia. Uśmiechnąłem się tylko do Asi i pobiegłem do srokatej.
Lune zarżała wesoło i wtuliła pysk w moje ramie. Przytuliłem ją i wyszeptałem kilka słów. Jej typowo stajenny, ale jakże dobrze znany zapach uspokajał mnie i uwalniał od natrętnych myśli.
- Troszkę cię zaniedbałem, co malutka? - mruknąłem wtulony w jej jedwabistą grzywę - Może wybierzemy się na nocną przejażdżkę?
Saga zareagowała cichutkim parsknięciem wyrażającym całkowitą akceptacje. W sumie to czemu nie? Akademia jest otoczona wysokim płotem a przez bramę nikt się nie przedostanie. O tej porze jest już tu całkiem pusto i żaden z nauczycieli by nas nie przyłapał. A krótka wycieczka raczej mnie nie zabije, prawda?
Odkleiłem się od klaczy i pogładziłem jej chrapy.
- Daj mi chwilę, maleńka - szepnąłem i ruszyłem do Asi.
Szatynka stała wtulona w gniadosza. Wałach strzygnął na mnie uchem, nie odwrócił jednak głowy.
- Asiu - zacząłem miękko - Co ty na to, żeby wybrać się na krótką przejażdżkę?
- Ktoś może nas przyłapać - zauważyła spoglądając na mnie kątem oka.
- Ano widzisz nie może - uśmiechnąłem się leciutko - Wszyscy o tej porze są już u siebie. Nikt nie pilnuje terenów Akademii. Bez przeszkód może wziąć konie i troszkę pojeździć. Nic się nie stanie. Naprawdę - postarałem się by mój głos zabrzmiał przekonująco - Obiecuję ci to. Słowo rycerza - ułożyłem ręce jak do ślubowania przysięgi - Ładnie proszę.

<Asiu? c;>

Od Joanny CD. Remka

Z dumą patrzyłam, jak Remek w końcu siada na ziemi i słabo opiera się o fronty szafek. Najwyraźniej parę chwil wcześniej poznałam jego ulubiony przedmiot - biologię. Musiał być niezwykle uważnym słuchaczem, skoro pamiętał rzeczy z gimnazjum.
- Na biologii uczą również w jakie miejsca kopać, kiedy ktoś zirytuje płeć przeciwną - uśmiechnęłam się, kucając przy nim i wręczając talerz z tostami. Z westchnieniem sięgnął po niego ręką i zabrał się za konsumpcję. Wzięłam swój posiłek i przysiadłam się do niego. Zerknął na mnie z ukosa i ponownie wyszczerzył zęby.
- Szkoda, że nie uczą, jak powstrzymywać przed ciosami.
Prychnęłam, kręcąc głową. Dlaczego mieliby uczyć? Tak jest wygodniej, bynajmniej dla dziewcząt.
Zjedliśmy w ciszy, mi, jako oprawcy, było niezręcznie zaczynać rozmowę, a jemu albo się nie chciało, albo źle oceniłam swoją siłę, przez co zwyczajnie nie był w stanie. Oboje jednak nieco się ożywiliśmy, pijąc gorącą herbatę.
- Jakie jutro lekcje? - zapytałam, uważnie przyglądając się kubkowi.
- Dwie godziny polskiego, matematyka, fizyka, chemia, WOS - powiedział, przeczesując palcami włosy. Nie wiedzieć czemu, od kiedy znalazły się niedaleko mojej twarzy, wydawały mi się o wiele ładniejsze niż wcześniej. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie wiem jak ty, ale ja z niecierpliwością czekam na biologię - zaśmialiśmy się oboje, a on pokręcił stanowczo głową.
- Czy można załatwić sobie zwolnienie z tego przedmiotu? - w głosie dało się wyczuć zarówno powagę, jak i sarkazm. Cudowna umiejętność, wpędzająca rozmówcę w częściowe zakłopotanie, ze względu na umiejętności aktorskie oraz wyjątkową charyzmę. No i stety niestety czystą i melodyjną barwę głosu.
- Niestety z przedmiotów ścisłych i przyrodniczych nie da rady, sama chętnie nabyłabym takie zwolnienie - odparłam, odpędzając od siebie natłok myśli. Dziwnych, niespójnych, nienaturalnie głupich myśli. - Nie wiem jak ty, ale ja idę do stajni - stwierdziłam, odkładając kubek i talerz do zlewu.
- Ja muszę się przebrać.
- Zaczekać na ciebie? - Co? Co ja powiedziałam? Czy to się stało? Dlaczego? Moje oczy rozszerzyły się niemal dwukrotnie, a włosy ponownie wylądowały na twarzy, zasłaniając pole widzenia. Niemal po omacku znalazłam klamkę i wyszłam na korytarz z Remkiem za plecami.

<Remek? XDDD>

sobota, 6 września 2014

Od Remika C.D Asi

- Nic nie szkodzi - mruknąłem do siebie, podążając za Asią. Dziewczyna nagle straciła cały animusz a to wszystko przez zwykły upadek. Przecież nic się nie stało.
Przeszliśmy przez stołówkę by dostać się do kuchni. Pomieszczenie było strasznie duże i chromowane lśniło czystością i schludnością. W powietrzu szło wyczuć zapach kwiatowego płynu do naczyń. Staliśmy przez chwilę rozglądając się wokół, szukając wzrokiem lodówek. Trudno byłoby je przegapić - były wysokie (dobre 20 cm wyższe ode mnie), stalowe i było ich aż trzy. Na bogato trzeba przyznać.
- Witaj w domu - wyszczerzyłem się do Asi.
Dziewczyna przewróciła oczami i przymierzyła się do szturchańca. Gładko wywinąłem się na bok przy okazji trafiając na chlebaki. Och jak miło.
- To ty wyjmij rzeczy z lodówki a ja zorganizuję chleb - rzuciłem, przeszukując pojemniki.
- Z czym jesz tosty? - spytała, podchodząc do lodówek.
- Z serem - odparłem, zwycięsko wymachując opakowaniem chleba tostowego.
- Samym?
Pokiwałem głową i podszedłem do wysepki kuchennej. Odłożyłem pieczywo i usiadłem na blacie przyglądając uwijającej się Asi. Szatynka przyniosła ser, masło i jakąś polędwice po czym zmierzyła mnie spojrzeniem.
- Nie mam co liczyć na pomoc, hm? - praktycznie stwierdziła sięgając po nóż.
- Wiesz jaki jest układ. Ja pracuję, ty gotujesz - przypomniałem jej tonem znudzonego męża.
Westchnęła z pożałowaniem, ale nie przerwała pracy. Chwilę śledziłem ruchy jej rąk po czym wartko zeskoczyłem z wyspy. Pogwizdując podszedłem do szafek szukając pudełka z herbatą. Gdzie to cholerstwo może być? Przewertowałem półki rozgarniając wszystko na boki. Nie powiem bym był zbyt uważny. Już po chwili na ziemie z hukiem upadł pojemnik z płatkami. Po kuchni rozniósł się brzdęk i kompozycja grzechotu. Feel like a marakasy.
- Co robisz? - zapytała, nieco zaskoczona Asia. Popatrzyła na mnie przez ramię, marszcząc brwi.
- Szukam herbaty - odparłem z namaszczeniem podnosząc pudełko i wciskając je z powrotem na półkę.
Dziewczyna prychnęła wracając do swoich zajęć.
- Są w górnych szafkach - rzuciła znudzonym głosem.
- Skąd ta pewność? - odburknąłem wstając, ale kierując się ze wskazówką. Pf. Na pewno jej ta nie ma. Przecież to niemożliwe, żeby Asia wiedziała gdzie co leży... Prawda? Otworzyłem drzwiczki nie licząc na powodzenie. Już chciałem krzyknąć, że wcale jej nie ma ale.. Noż.. Była ta herbata. Właśnie tam. Na samym brzeżku. Świeciła tą swoją kolorową nalepką. Napis "HERBATA" niemal pluł mi w twarz. No jak ja...Grr.
- Masz ją? - już widziałem ten szyderczy uśmiech Aśki.
Wymamrotałem coś w odpowiedzi i zgniatając w dłoniach pudełko poszedłem nastawić wodę. Gdy czajnik stał już na ogniu, rzuciłem herbaty na blat i ruszyłem w poszukiwaniu kubków. Chociaż one chciały współpracować i stały grzecznie na suszarce koło zmywarek. Zgarnąłem dwa. Były prześliczne naprawdę. Bialutkie, z uszkiem. Na boku widniało logo szkoły a wewnątrz zielenił się napis "Zielona Mila". Przez chwilę kontemplowałem nad ich pięknem. Nie wiedząc kiedy moje myśli powędrowały do Asi. Ona też była takim kubkiem. Śliczna, ładnie się prezentowała. A i użyteczna..
Zaraz. Co? Dafuq, Remik?
Odgoniłem od siebie te zdziwaczałe porównania i zająłem się parzeniem herbaty. Po kuchni rozszedł się przyjemny zapach tostów. Uśmiechnąłem się leciutko sypiąc do kubków cukier.
- Ile słodzisz? - spytałem Asi.
- Dwie - odparła stukając talerzami - Chcesz ketchup do tego?
- Yhmn. Weź, weź - posypałem cukier i zalałem wrzącą wodą. Teraz tylko poczekać, aż się zaparzy.
Podszedłem do blatu przy którym stała Asia. Dziewczyna skończyła już robić jedzenie i teraz czekała opierając się o szafkę. Obok gotowych kanapek butelka z ketchupem.
- Otwarty? - skinąłem nań.
- Zaraz sprawdzę - szatynka sięgnęła po opakowanie. Nim się zorientowałem na moich spodniach (konkretniej w pewnym miejscu gdzie raczej ketchupu być nie powinno) wylądował czerwony kleks.
- Upsik - zachichotała Aśka - Czyżbyś czegoś dostał?
- Tobie pewnie się to częściej zdarzało, co? - wyszczerzyłem się - Takie nagłe czerwone plamy nie tam gdzie trzeba?
Poczułem tylko kopnięciem po czym zwaliłem się na ziemię zginając z bólu.
- Wybacz - usłyszałem słodki głosik - Ale uraziłeś mą kobiecą dumę.
Uniosłem do góry tylko kciuk.

<Asia? xDDD>


Od Joanny CD. Remka

Zdezorientowana podniosłam głowę, odrzucając włosy do tyłu. Widząc przesuwający się za mną krajobraz oraz czując wbijający się w brzuch bark Remka, czułam się, jakbym zaraz miała zwymiotować. Odwróciłam głowę w jego stronę. Znów jego włosy zasłoniły całe pole widzenia, jednak z tej perspektywy wydawały się o wiele ładniejsze, niż normalnie.
- Masz mój... Moje biodra przy twarzy, czy tylko ja czuję się z tym nieswojo? - zapytałam, mogąc sobie jedynie wyobrażać jego wyszczerzone zęby.
- Tak, tylko ty, mi nie robi to większej różnicy - odparł, podrzucając mnie nieco do góry i sprawiając tym samym, że obiad podszedł mi do gardła.
- Mam niezmierną ochotę cię skopać - powiedziałam, zginając nogę w kolanie. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek zrobić, on chwycił moje łydki drugą ręką, uniemożliwiając do końca jakąkolwiek opcję ruchu. - No hej - oburzyłam się, nadal widząc przed sobą jego włosy, które po chwili zamieniły się w twarz. Omiotłam ją spojrzeniem i przeraziła mnie zaledwie kilkucentymetrowa odległość. Opuściłam głowę, ukrywając pod kłakami rumieniec, który pojawił się na moich policzkach zaskakująco szybko. Sama dziwiłam się dlaczego, choć do końca nie znałam powodu.
- Daleko jeszcze? - zagadnęłam nerwowo, widząc, jak zamykają się za nami drzwi wejściowe do głównego budynku.
- Nie, jeszcze tylko schody - odparł, a ja natychmiast poczułam obawy. Schody?! Z niemal sześćdziesięciokilogramowym ciężarem to przeszkoda prawie nie do pokonania. Modląc się w duchu, aby Remik okazał się tak silny, jak mniemał, zerkałam na każdy pokonany stopień. Ciężko opisać ulgę, jaka się we mnie pojawiła, gdy wreszcie znaleźliśmy się na piętrze.
- Mógłbyś mnie już proszę puścić? - zapytałam, czując się coraz mniej komfortowo.
- Pewnie.
Dlaczego, kiedy tylko moje stopy dotknęły dywanu, on musiał się spod nich wysunąć? Nie mam pojęcia. Jednak zaskutkowało to tym, że po chwili oboje leżeliśmy na ziemi.
- Przepraszam - powiedziałam, wstając i kierując się w stronę stołówki z twarzą między włosami.

<Remek? XD>

Od Remika C.D Asi

- Wiesz ja bym się cieszył, gdyby ktoś zechciał odwalić czarną robotę za mnie - zauważyłem wesoło - Ale niestety jestem facetem i muszę się onosić. Jak prawdziwy dżentelmen dzielnie wyręczam cię w gorszych pracach i powinnaś się z tego cieszyć. Wy, kobiety, macie całkiem łatwo jeszcze. My mężczyźni musimy zrywać się z rana i harować na rodzinę, ryzykować życie i zdrowie, dbać jeszcze o siebie i być męscy. To nie takie łatwe! - z lekkością zaciągnąłem słupki do przybudówki. Śmiejąc się w duchu niemal słyszałem zgrzyt zębów Asi - I, widzisz, kiedy ja na przykład w dawnych czasach byłbym już w fabryce ty, kochana - spojrzałem na nią zadziornie - Ty kochana powinnaś siedzieć w kuchni tam gdzie twoje miejsce - wyszczerzyłem się w szerokim uśmiechu.
Dziewczyna prychnęła i sypnęła we mnie piachem. Uniknął chmury pyłu podśmiewając się pod nosem i zgarniając ostatnie stojaki. Szatynka z wojowniczą miną podeszła do mnie i, jako że nie miałem jak się bronić, pstryknęła w nos po czym rozsiadła się na trawie. Spojrzałem na nią pytająco.
- No proszę - rzuciła lekko - Pracuj, pracuj. Śmiało. Na drugim końcu parkuru wala się jeszcze trochę ochraniaczy. Pozbierałbyś je, co? A i może jeszcze trzeba by zrobić porządki w schowku.. - uśmiechnęła się słodko.
Ukłoniłem się na ile mogłem.
- Oczywiście, moja pani. Chciałbym tylko zauważyć, że już dosyć późna pora a obiadu wciąż nie widzę. Czyżby pożałowano ci zdolności kucharskich, lady?
Asia udała obruszenie.
- Och, sir oczywiście, że nie. Jestem wyśmienitą kucharką. Nie mogę jednak gotować widząc jak ciężko pracujesz. Skończ proszę i wtedy porozmawiamy o planach na kolację. Ja tutaj posiedzę.
Zaśmialiśmy się razem. Przerzuciłem oczami i posłałem jej oczko.
- Liczę na coś pysznego, lady. Trudno być mężczyzną, gdy nie je się dostatecznie dużo i odżywczo! - zawołałem jeszcze przez ramię odkładając słupki i zbierając się po owe ochraniacze. Kątek oka widziałem jak Asia siedzi na trawie przyglądając się mojej pracy. Muszę przyznać, że wyglądała całkiem uroczo. Ale wciąż czekam na kolację, więc póki co nie zapunktuje pięknym wyglądem.
Gdy wreszcie uwinąłem się z całą pracą (co wcale nie zajęło wiele czasu) przysiadłem się do dziewczyny. Szatynka popatrzyła na mnie chwilę. Na jej ustach majaczył uśmiech.
- Dobrze, mężczyzno - rzekła przyjaźnie - Myślę, że zasłużyłeś na kolację. Na co masz ochotę?
Podrapałem się po brodzie patrząc na nią zamyślonym wzrokiem.
- A co umiesz upichcić? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Możemy zrobić tosty. Plus herbata. O! i jeszcze ketchup idzie znaleźć. Co ty na to, huh?
- Hmmm - uniosłem kącik ust - Myślę, że się skuszę.
Dziewczyna przewróciła oczami i podniosła się z trawy.
- Wobec tego ruszaj tyłek. sir. Do kuchni chcąc nie chcąc cię nie poniosę. Nie uważasz, że raczej powinno to iść w drugą stronę?
- No skoro tego chcesz.. - rzuciłem szybko podrywając się z ziemi. Chwyciłem ją w pasie i przerzuciłem delikatnie przez ramię.
- Chodź kobieto - zawołałem basem średniowiecznego rycerza - Zaniosę cię tam gdzie twoje miejsce i dom. Do kuchni!

<Asia? xDD>

Od Remka C.D Asi

- Że dzisiaj? A nie jesteś jeszcze kontuzjowana? - spytałem nieprzytomnie, nawet nie unosząc głowy z poduszki. Cappy popatrzył na mnie oskar...